„Byliśmy z żoną pierwszy raz – niestety – ale z całą pewnością będziemy do was przyjeżdżać już zawsze... Było słonecznie, serdecznie, smacznie, miło, bardzo ciekawie i pouczająco i co najważniejsze – czuło się, że to wszystko robią wspaniali, życzliwi ludzie, którym leżą na sercu najważniejsze wartości w życiu każdego człowieka...” – taki fejsbukowy wpis musi cieszyć.
To jedna z licznych opinii, jakie po 3. Ogólnopolskim Kongresie Małżeństw w Świdnicy dotarły do organizatorów. Dzięki takim potwierdzeniom słuszności ich wokółkongresowych wysiłków już teraz myślą o kolejnym spotkaniu. Za rok, 3–5 października. Temat: „Miłość i pieniądze”. A teraz kilka słów podsumowania, siłą rzeczy subiektywnego – od jednej ze 174 par. Każdy uczestnik, czy raczej małżeństwo, które zdecydowało się spędzić w Świdnicy swoją randkę – jak sugerował bp Ignacy Dec – ma na pewno swoje priorytety i przemyślenia. Każde ważne i „na ten moment”.
Św. Józef. Bohater i wzór
Święty – jak wiemy – miewał ważne sny. Czy można zdradzić mały sekret? Otóż pomysłodawca i współorganizator kongresu, znany wszystkim z tych łamów ks. Roman Tomaszczuk, wstał pewnego poranka z jasną myślą: On, Józef! I z sobie właściwą determinacją przystąpił do działania.
Już wkrótce każdy z zapisanych kongresowiczów drogą mailową otrzymał tekst nowenny do św. Józefa z odpowiednimi modlitwami na każdy dzień. Ukoronowaniem tej małżeńskiej, a zarazem wspólnotowej modlitwy był pierwszy kongresowy wieczór, gdy zgromadzeni w kościele św. Józefa (jakżeby inaczej) małżonkowie, w obecności i pod przewodnictwem bp. Ignacego, oddali swoje „domowe Kościoły” Jemu, świętemu Opiekunowi. „Ty znasz ich dążenia, ich braki, ich nadzieje, oni do Ciebie się uciekają, ponieważ wiedzą, że w Tobie znajdą Tego, kto ich zrozumie i obroni” – wstawiał się za małżonkami pasterz goszczącej ich diecezji.
Świadectwo. Ma moc
Sobota. Warsztaty dla panów. I panel dla pań. Takie „między nami kobietami”. Potrzebne, by się wygadać, wysłuchać, wesprzeć. Dobry czas. Moderatorką tego spotkania była Krystyna Engelhardt ze Szczecina, przedstawiona w programie jako „żona, matka i dyrektor korporacji”. Ona również, w niedzielę, podzieliła się swoim świadectwem. Prawdziwym – do bólu i… otuchy. Takim, które pokazuje, że z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji jest wyjście. Pod warunkiem, a raczej warunkami. Trzeba mieć przy sobie Boga. I trzeba mieć człowieka. Szczęśliwie – pani Krystyna zrozumiała, że tylko więź sakramentalna z Jezusem da jej potrzebne siły, a jako wsparcie – stanął przy niej mąż, ten najważniejszy towarzysz wędrówki, ale i inne osoby. Dziś jej świadectwo porusza i napełnia nadzieją.
„Orzech”. Wcale nie zepsuty.
Słuchanie legendarnego duszpasterza młodych, założyciela wrocławskiego DA „Wawrzyny”, od 1967 r. pracującego nad „naprawianiem młodych” – to ważny czas. Podziwu i wdzięczności – że tacy ludzie, tacy kapłani chodzą po tym świecie. Że chce im się dniami i nocami wysłuchiwać zwierzeń i spowiedzi. Że mimo studenckich komentarzy, że „stary Orzech się psuje” (nogi i gardło odmawiają posłuszeństwa) – to „Orzech” bardzo zdrowy i niosący zdrowie. Jak podsumowuje swoje działania? – Moje zadanie od tylu lat to reperacja! Przez powrót do źródeł. A wtedy wielu się odradza. I może być nawet „czystość z odzysku”. Uśmiech Pana Boga trwa. Błogosławieństwo nad człowiekiem nie zostało cofnięte. To jego największa radość. I jak tu się nie cieszyć wraz z „Orzechem”? Z reperacji, o których mówił. I z kongresowych reperacji – tych widzialnych, i tych ukrytych, o których wiedzą tylko małżonkowie i Ten, który ich połączył.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |