– To wielka radość, gdy widzimy, jak cieszą się dzieci opuszczające nasz oddział, aby przeżyć święta w swoich rodzinnych domach – mówi Beata, pielęgniarka z gdańskiego Szpitala Dziecięcego przy ul. Polanki.
Mogą godzinami opowiadać o „swoich” dzieciach. Beata ze wzruszeniem wspomina Krzysia. – Czekał na przeszczep płuc, który miał się odbyć w Wiedniu. Leżał u nas od maja. Zbliżało się Boże Narodzenie. Nie oddychał już sam – relacjonuje. – Pamiętam to minutę po minucie. Myłam właśnie okna więc trudno mi było odebrać. Kiedy jednak w końcu podniosłam słuchawkę, usłyszałam w niej głos Krzysia. Powiedział, że leci do Wiednia – mówi Beata.
Ze wzruszeniem opowiada, jak przez cały czas pielęgniarki starały się mu towarzyszyć. Rozmawiały z mamą Krzysia przez Skype’a. – Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy bez tlenu, płakałam chyba ze dwie godziny. Podniósł do góry koszulkę i dumny pokazał cięcie. A jak cieszyłyśmy się, gdy po raz pierwszy wyszedł na śnieg. Była przecież zima, a on przynajmniej od kilku lat nie mógł tego doświadczać. Leżał w łóżku od 8 lat – wspomina.
Pomoc z zewnątrz
Przed świętami w działania szpitala włączają się także ludzie dobrej woli. Na oddziałach pojawiają się weseli klowni, mikołaje z prezentami, artyści dający krótkie przedstawienia. Dzieci odwiedzają także znane postaci. Sportowcy, aktorzy… Na oddziale chorych na mukwiscydozę bywali m.in. Dariusz Michalczewski, Robert Kubica, Krzysztof Hołowczyc, Marcin Dorociński czy Tomasz Gollob. Wielu z nich zostawiło po sobie cenne pamiątki. Wspomniany Krzysiu dostał od Dariusza Michalczewskiego worek treningowy i rękawice. Ale i tak największe wrażenie zrobiło na nim spotkanie z kierowcą Formuły 1.
Różne Adwenty
– Adwent, który przeżywają dzieci w szpitalu, ma różne wymiary. Mali pacjenci czekają, aby wrócić do domu, jak do nieba. Inni czkają na zdrowie. Są tu także dzieci z pobliskiego Domu Małego Dziecka. Te czekają przede wszystkim na rodzinę – mówi ks. Radek. Wspomina sześcioletniego Zbyszka, który do adopcji szedł dwukrotnie. Był nadpobudliwy. Pierwsze małżeństwo, które go adoptowało, nie umiało sobie z tym poradzić. Kiedy w końcu udało się skierować go do adopcji po raz drugi, wyciszył się tak, że nikt go nie poznawał. Tak bardzo zależało mu na domu i rodzinie. – To jest niezwykłe, ale te dzieci tęsknią za domem, za rodziną, której tak naprawdę nigdy nie doświadczyły – dzieli się swoimi spostrzeżeniami.
Nie wszyscy wyzdrowieją
– Część dzieci żyje tu w przekonaniu, że nigdy w pełni nie będą zdrowe. One dojrzewają naprawdę szybko. Z jednej strony choroba je jednoczy. Z drugiej wiedzą, że nie mogą się zbytnio wiązać, bo czasem przychodzi moment, że przyjaciela zabraknie. A to boli niezwykle mocno. To sprinterzy. Doświadczają tego, do czego dorośli dorastają całe życie – mówi ks. Radek. Podkreśla, że jest to miejsce, gdzie dla niektórych Adwent spełnia się w tym ostatecznym wymiarze.
Beata i jej koleżanki doświadczyły wielu takich rozstań. Mówią jednak, że potrafią się wówczas wspierać. Cztery z nich chodziły do tej samej klasy. Rozumieją się bez słów. – Nie zamieniłabym tego oddziału na żaden inny – stwierdza Beata. Mówi, że praca w tym miejscu uczy odróżniać rzeczy ważne od tych zupełnie błahych. – Kiedy widzę, jakie sprawy stanowią przedmiot sporów czy trosk współczesnych ludzi, stwierdzam, że wielu z nich nie widziało jeszcze w życiu prawdziwego problemu – dodaje.
Imiona dzieci opisanych w artykule zostały zmienione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |