A tu wklejamy dzidziusia

- Ludzie Boga są wszędzie. Lekarze naprotechnologii to jego aniołowie - stwierdzają rodzice Teosia i rodzice Igi.

Panie Jezu, jestem Twój, pilnuj mnie! – codziennie modli się trzyipółletni Teoś, który jak dorośnie, zostanie strażakiem. – Teoś, kim jesteś? – pytają go rodzice – Prezentem – odpowiada bez chwili wahania. – Od kogo? – Od Je… zusa.

Siłacze Boga

Chłopczyk urodził się w uroczystość Matki Bożej Królowej Polski 3 maja 2010 r. Jego mama w ciążę zaszła po pieszej pielgrzymce do Częstochowy. Test ciążowy zrobiła po Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie. Nie bez przyczyny chłopiec nazywa się więc Teodor, czyli dar Boży.

Zanim jednak dar przyszedł na świat, Marta i Łukasz Boberowie – małżonkowie z Rybnika z 7-letnim stażem – musieli się nieźle napracować. Bóg zesłał im jednak swoich aniołów – lekarza naprotechnologii i siostrę ginekolog, którzy pomogli Mu w realizacji Jego planów. Małżeństwo w modlitwę o dziecko zaangażowało też całą rodzinę. – Pan Bóg jest dawcą życia. Jesteśmy przekonani, że On dał nam dziecko w najbardziej odpowiednim momencie. Teoś po urodzeniu zachorował na sepsę, jego życie było zagrożone. Wiedziałam jednak, że skoro Bóg nam go dał i skoro był tak bardzo wyczekiwany, to wszystko będzie dobrze – mówi Marta.

Naprotechnologia nauczyła ich cierpliwości. Choć codzienne obserwacje cyklu czasem ich męczyły, to przez wspólne działanie wierzyli, że dadzą radę. Podróże do lekarza przybliżały ich do siebie, a wizyty były jak spotkania z powiernikiem rodziny. – Mieliśmy specjalną kartę, na której przykleja się białego dzidziusia w momencie dni płodnych. Lekarz wtedy ciepło mówił: „Tu może być dzidziuś” – tłumaczy Marta. – Wszystkie dzieci, które rodzą się z napro, mają jedną niesamowitą zaletę, a zarazem wadę: one są tak kochane, że nie można się na nie złościć – dodaje Łukasz. – Teosiu, kochasz swoich rodziców, prawda? Kim jest tata? – pytamy chłopca. – Siłaczem – pada odpowiedź. – A mama? – Drugim siłaczem.

Mają już 7 dzieci

Iga ma zaledwie 9 miesięcy, a już bezkarnie łamie serca. Jej radosne oczy mówią jedno: mam kochających rodziców. Bacznie słucha ich opowieści. Gaworząc, potwierdza, że warto było czekać. Joanna i Marcin Durajowie z Katowic są małżeństwem od 2004 r. Przez 8 lat starali się o dziecko. Mnóstwo czasu i pieniędzy wydali na zabiegi, leczenie, badania. Prawie wszyscy lekarze ostatecznie proponowali im in vitro. Na to zgodzić się nie chcieli. Pragnienie dziecka rodzeństwo i znajomi rekompensowali im tym, że brali ich na rodziców chrzestnych. Tym sposobem nagromadziła im się szóstka dzieci. W walce o własne, z początkiem 2012 r. postawili na naprotechnologię. W sierpniu pod sercem Joanny była już Iga. Być ojcem Igi, jak twierdzi Marcin, to najwspanialsze uczucie na świecie.

– Na początku myśleliśmy o czwórce dzieci. Być może do czwórki nie dobijemy, ale na pewno jakiegoś bąbla byśmy jeszcze chcieli. Długie czekanie na dziecko spowodowało, że to uczucie i ta więź, która jest między nami, są ogromne. Iga to dla mnie najważniejsza osoba na świecie – wyjaśnia z nieukrywaną radością. Bycie matką Igi to uczucie równie cudowne. – Z mężem oszaleliśmy na punkcie naszego dziecka. Iga jest bardzo pogodnym, radosnym, spokojnym dzieckiem. Taki dostaliśmy dar od Boga – dodaje Joanna. Joanna i Marcin uważają, że stosowanie napro nie jest trudne. Mimo że kobieta pracowała w terenie, zawsze znajdowała czas na obserwacje. Zapisywała je, a następnego dnia przenosiła na specjalną planszę.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg