- Ludzie Boga są wszędzie. Lekarze naprotechnologii to jego aniołowie - stwierdzają rodzice Teosia i rodzice Igi.
Mocno zaangażował się też Marcin. Znał legendę, wiedział, co jakie oznaczenie mówi na temat śluzu, kiedy są dni płodne, kiedy niepłodne. – O tej metodzie dowiedziałam się od koleżanki. Byłam wtedy po 6 latach walki o dziecko. I tak naprawdę dosyć sceptycznie do tego podeszłam. Później miałam okres gorszej kondycji psychicznej. Popadałam to w euforię, to w płacz. W jednym momencie myślałam, że wcale nie chcę mieć dziecka. Chwilę później widziałam kobietę z wózkiem i stwierdzałam, że jednak bardzo chcę. Psycholog też powiedział mi o naprotechnologii. Wróciłam do domu, zaczęłam czytać w internecie o tej metodzie. Znalazłam instruktora w Mysłowicach. Porozmawiałam z mężem i w styczniu 2012 r. pierwszy raz poszliśmy do instruktora.
Bardzo szybko udało się zdiagnozować problem Joanny. To zasługa instruktora i lekarza naprotechnologii, który sumiennie pochylił się nad wynikami jej wszystkich badań. – Pierwsza wizyta trwała 3 godziny. To było przeglądanie wszystkiego, analizowanie, dodawanie, odejmowanie. Po dwóch miesiącach okazało się, że problemem był niski poziom progesteronu. Należało go podać i koniec. Każdy lekarz ginekolog powinien to wiedzieć – mówi Joanna. Marcin jest optymistą. Cały czas był przekonany, że będzie dobrze. Ten optymizm udzielił się i Joannie. Z końcem kwietnia 2012 r. była na pielgrzymce w Rzymie. Tam rozmawiała z kapłanem o swoim problemie. On zaprowadził ją do kościoła pw. św. Augustyna. – Jest tam figurka Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Obok niej są przyczepione czapeczki, śliniaczki, smoczki. Pary, które starają się o dziecko, właśnie w tym miejscu się modlą. Obok jest też księga dziękczynna, pełna wpisów.
Ksiądz i koleżanki modlili się razem ze mną. W intencji dziecka modliłam się też codziennie na grobie Jana Pawła II. Po powrocie powiedziałam mężowi: „Teraz to już naprawdę wszystko będzie dobrze, zobaczysz” – mówi Joanna. Parę miesięcy później, dokładnie 2 sierpnia 2012 r., zrobiła test ciążowy. Data jest istotna, bo dzień wcześniej jej mąż miał urodziny. Pierwszy raz nie dostał od żony żadnego prezentu. – Podarunek przyszedł sam. Była nim informacja o dzidziusiu – tłumaczy Marcin. – Przez 8 lat wielokrotnie robiłam sobie test ciążowy. Zawsze była jedna kreska, gdy pojawiły się dwie, nie byłam w stanie uwierzyć w to szczęście. A ono dziś ma już 9 miesięcy... – uśmiecha się Joanna. Zbliża się godzina18. Iga zaczyna mocniej przytulać się do mamy. To jej pora, teraz czeka ją kąpiel, mleko i spanie. Z uśmiechem na twarzy obudzi się o 7 rano.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |