- Kiedyś, idąc z mężem na bal, wiedziałam, że po imprezie będziemy mieli kilka cichych dni, które pozwolą mi zapomnieć jego pijackie błazeństwa. Dziś, wychodząc z domu, pytam jedynie, czy zabrał kluczyki od samochodu, którym jedziemy i wracamy z zabawy - mówi pani Anna.
Po raz kolejny ponad 460 osób z diecezji w czasie karnawału bawiło się na balach bezalkoholowych. Imprezy odbyły się w Sieciechowie, Skierniewicach i Kutnie. Uczestniczące w nich małżeństwa i całe rodziny po raz kolejny udowodniły, że bez szampana zabawa może być szampańska, zwłaszcza gdy oprócz gorących rytmów nie brakuje na niej konkursów, aukcji, loterii i kulturalnych rozmów przy stolikach oraz wodzireja, który wciela się raz w Araba, raz w Murzyna...
Z serca, nie z płynu
– Idea takich bali zrodziła się dawno temu na jednym ze spotkań Domowego Kościoła – wyjaśnia ks. Mirosław Romanowski, organizator pierwszego balu bezalkoholowego w Skierniewicach, a później trzech podobnych w powiecie kutnowskim. – Ta nieco szalona inicjatywa od początku dobrze się przyjęła. Wsparły ją osoby, które wcześniej brały udział w „Weselach Wesel”, których ideą są przyjęcia ślubne bez alkoholu. Szybko się okazało, że nasze przedsięwzięcie było strzałem w dziesiątkę. Dziś, z perspektywy 11 lat śmiało można powiedzieć, że poza dobrą zabawą spełniają one także rolę integrującą parafie i są jednoznacznym świadectwem i zachętą do życia bez używek. Organizowanie imprez, na których drzwi są zamknięte jedynie dla napojów wysokoprocentowych, ma znacznie więcej atutów. – Zabawa na trzeźwo jest po prostu fajniejsza – zapewnia Zbigniew Caban, który od kilkudziesięciu lat nie pije alkoholu. – Człowiek uczy się na niej tańca, zabawy i radości bez pomocy wyskokowych płynów. Doświadcza radości płynącej z serca, a nie z napojów. Jak zgodnie podkreślają wszyscy duszpasterze biorący udział w imprezach bezalkoholowych, taka forma zabawy dziś nie ma dobrej prasy. Temat abstynencji zanika. – Ludzie, słysząc o balu bezalkoholowym, wyobrażają sobie, że będzie to spotkanie nudziarzy podpierających ściany. A tu proszę. Rzesza zadowolonych ludzi w różnym wieku, którzy świetnie się bawią całymi rodzinami – mówi z nieskrywaną satysfakcją ks. Rafał Babicki. – Rozmawiając o alkoholu, trzeba dodać, że sięganie po niego jest skutkiem, a nie przyczyną. Przyczyna tkwi w tym, że ludzie nie czują się kochani, szanowani, akceptowani, mają kompleksy i nie podejmują pracy nad sobą. Decydując się na trzeźwość, wiele osób podejmuje ją w intencji tych, którzy sobie nie radzą. Nie pijąc, chce się być jedną z czterech osób, które przez dach, na noszach, spuszczają przed Jezusa swojego chorego. Robi się wszystko, by dotarł on do Chrystusa i został uzdrowiony – przekonuje ks. Babicki.
Wygibasy i dziadek w potrzasku
Wszystkie trzy bale bezalkoholowe, które w tym roku zorganizowały parafie św. Jana Chrzciciela w Kutnie, NSPJ na skierniewickim Widoku i salezjańska w Woźniakowie miały wspólny mianownik. Była nim świetna zabawa, po której każdy z uczestników doskonale pamiętał, co robił. A trzeba przyznać, że wszędzie się działo. W Sieciechowie, gdzie odbywał się bal zorganizowany przez ks. Romanowskiego, wspieranego przez członków Odnowy w Duchu św. „Głos wołającego na pustyni” i Domowy Kościół, impreza odbywała się pod hasłem: „Bawimy się zdrowo i bezalkoholowo”. Wspólne pląsy rozpoczęły się od krótkiej modlitwy, którą poprowadził ks. Mirosław. Po oddaniu chwały Bogu do poloneza zaprosił wszystkich wodzirej Radosław Florczak, który nie dawał wytchnienia tańczącym. – To było istne szaleństwo! – mówi z zachwytem Henryk Dymczak, jeden ze współorganizatorów. – Wszyscy pląsaliśmy nie tylko przy polskich i światowych przebojach, ale także przy pieśniach wielbiących Boga. I, co ciekawe, do wszystkich utworów wodzirej proponował nam różnego rodzaju układy i wygibasy. Śmiechu przy tym było po pachy. Niemałą atrakcją było krótkie przedstawienie wiersza Juliana Tuwima „Rzepka”, na które wpadła jedna z rodzin. – Siedząc przy niedzielnym obiedzie, pomyśleliśmy, że fajnie by było jakoś się przebrać i coś zaprezentować – mówi Grażyna Kajewska. – Każdy z nas zrobił dla siebie strój. Ja byłam babcią, mój mąż – dziadkiem, córka – sroką, a zięć – bocianem. Kiedy zobaczyłam go w czerwonych rajstopach z dużym dziobem, z trudem powstrzymywałam się od śmiechu. Bez trudu przebraliśmy się za wszystkie postacie z wiersza. Cieszymy się, że nasz pomysł został tak dobrze przyjęty – dodaje pani Grażyna, której co chwilę weselsze momenty przypomina mąż Leszek. Mężczyzna nie ukrywa, że na początku lekko się zestresował. – Nie zrobiliśmy żadnej próby. Jak wyszedłem na środek z rzepką, myślałem, że zaraz dojdzie do mnie babka. A ta się ociągała. Co było robić? Zacząłem rzepkę podlewać i pielęgnować. Na szczęście dzięki moim wąsom nikt nie zauważył zmieszania – opowiada.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.