– Kiedyś na głos wypowiedziałem marzenie, że chciałbym mieć na tyle liczną rodzinę, by można z niej zrobić drużynę piłkarską. Po kilku latach okazało się, że Pan Bóg mnie nie tylko usłyszał, ale i... wysłuchał – śmieje się Wiktor Gackowski.
Dorota i Wiktor 21 lat temu ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. W kolejne rocznice ślubu, obchodzone nader hucznie i radośnie (bo jest się z czego cieszyć), Dorota bez trudu wkłada swoją suknię ślubną, która leży na niej jakby dopiero co wyszła spod ręki krawcowej. Wiktor, jak przystało na mężczyznę, z roku na rok mężnieje, dlatego nie w głowie mu wbijanie się w ślubny garnitur. Nie w głowie mu także przeszkadzanie w przygotowaniach do świąt. Zerkając na żonę otoczoną gromadką dzieci, co chwilę się uśmiecha. Jest jej wdzięczny za to, że stworzyła z nim dom, pod którego dach trafiają dzieci potrzebujące miłości, a także kulawe koty i chore psy.
Zepsute drzwi i telefon od księdza
Oboje pochodzą z rodzin, które nie tylko dały im mocne korzenie, ale też i skrzydła. Wyposażeni w miłość i wielkie serca bez większych oporów zgodzili się poprowadzić Rodzinny Dom Dziecka w Strzegocinie, którego organem prowadzącym jest Caritas Diecezji Łowickiej. Zanim to nastąpiło, skończyli studia pedagogiczne, na których się poznali. Jak twierdzi Wiktor, miłość odnaleźli przez... zepsute drzwi w akademiku. – Dorota mieszkała w pokoju sąsiadującym z pokojem mojej siostry. Za każdym razem, gdy szedłem odwiedzić Agnieszkę, mimochodem zerkałem (przez te zepsute drzwi) na Dorotę. Szczuplutka blondynka z długimi włosami, zakuwająca pedagogikę, działała na mnie jak magnes – przyznaje Wiktor. – Najpierw tylko zerkałem na nią, ale po jakimś czasie do siostry zaglądałem jedynie na chwilę. Wolny czas spędzałem z Dorotą. 21 lat temu wzięliśmy ślub. Urodziło się nam dwoje dzieci. Oboje byliśmy pedagogami i pracowaliśmy w ośrodku dla słabosłyszących.
Jak już wspomniałem, bardzo pragnąłem mieć dużą rodzinę. Chciałem też mieszkać w domu z ogrodem. No i tak się stało, bo Bóg jest najlepszym szachistą, który na każdy nasz ruch ma nieskończenie wiele rozwiązań. Od 10 lat państwo Gackowscy wraz z 10 dzieci (w tym dwójką swoich) mieszkają w otoczonym parkiem dworze, w którym znajduje się Dom Formacyjny Diecezji Łowickiej i Rodzinny Dom Dziecka. Propozycję poprowadzenia placówki złożył im zaprzyjaźniony ksiądz. Ponad 10 lat temu zatelefonował do nich, mówiąc, że chciałby zupełnie wywrócić im życie. – Na początku przez chwilę się opierałem, ale kiedy zobaczyłem, jak mojej żonie zaświeciły się oczy, bo od dawna było to jej marzeniem, nie mogłem w głowie znaleźć ani jednego argumentu na „nie”. Podjęliśmy się więc tego zadania – wspomina Wiktor.
Pół etatu dla świętych
Po 9 miesiącach szkolenia w Archidiecezjalnym Ośrodku Adopcyjno-Opiekuńczym w Łodzi przeprowadzili się z dwójką dzieci do Strzegocina. Nie przyszli na gotowe. Budynek wymagał remontu. W ciągu kilku tygodni dołączyły do nich trzy rodzeństwa. – To było niezwykłe doświadczenie. Patrząc na Dorotę, poczułem, jaka ona jest płodna. W ciągu miesiąca zrodziła 8 dzieci. Która kobieta tak potrafi? – śmieje się Wiktor. Przybycie dzieci rzeczywiście wywróciło Gackowskim życie. Ogarnięcie tak sporej gromadki nie było i nie jest łatwe. Zwłaszcza że każde z dzieci, wchodząc do rodziny, wniosło ze sobą także spory bagaż doświadczeń. – Trzeba przyznać, że bywamy zmęczeni, czasem nawet bardzo – mówi Dorota. – W tej służbie nie jesteśmy jednak sami. Od lat należymy do Domowego Kościoła. Formacja i pomoc, jakiej doświadczamy od wspólnoty, są nie do przecenienia. Przez cały czas czujemy także prowadzenie Świętej Rodziny, która weszła do naszego domu wraz z przyjściem dzieci. Pół etatu mają tu także św. Juda Tadeusz i św. Antoni. Ci dwaj wykonują najcięższe prace. Mając przy sobie taką ekipę, trudno narzekać – przyznaje Dorota. Co chwilę zerka na nią Wiktor, który – mimo wielu zadań i obowiązków – każdego dnia podaje żonie kawę do łóżka.
– Dobrze zaczęty dzień to połowa sukcesu. Zresztą ja nie umiem bez niej żyć. Gdzie ja bym znalazł drugą taką kobietę, w której można zakochiwać się kilka razy? Kiedy tylko mam chwilę, zawsze jej o tym mówię. Dobrych rad udziela mi św. Józef, który jest prototypem rodzica zastępczego. Przez swoją miłość i opiekę cieszył się szacunkiem Jezusa i zasłużył na szacunek Boga. On jest najcichszym mężczyzną w naszym domu. A ponieważ doskonale wie, co i jak należy robić, dlatego często ze sobą gadamy – zdradza Wiktor.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |