W pałacu mieszkają księżniczki i książęta. Niektóre koronowane głowy dopiero pięknie się urodzą. A potem umrą. Również pięknie.
Budowa
Fundacja zwraca się do władz Łodzi, prosząc o przekazanie nieruchomości, gruntu pod budowę hospicjum stacjonarnego. Poprzednia władza, choć łatwo nie było, budynek przekazała: starą, kilkudziesięcioletnią bursę. Od tamtej pory władze miasta nie wydały złotówki: ani na remont, ani na prace przy powstawaniu hospicjum. – Wszystkiego uczyliśmy się od początku. Zarówno kwestii technicznych, jak i prawnych. Powoli postępowały prace. Pomagali wolontariusze, pomagali… chętni więźniowie. Poprosiłam dyrekcję więzienia o pomoc i otrzymałam ją. Więźniowie zresztą, nawet już po wyjściu na wolność, czasem do nas wracają. Ale ciężko było: walka o każdą złotówkę, również z NFZ. Walka bezskuteczna.
Chory Patryk przebywał wtedy z daleka od Łodzi, w hospicjum w Rzeszowie. I to chyba myśl o nim i obietnica dana matce nie pozwalały się poddać i dodawały sił, gdy ich brakowało.
W końcu pracownicy Gajusza tworzą i składają w Fundacji Velux projekt „Pozwól mi być” – dotyczący opieki paliatywnej nad dziećmi. By podjąć decyzję, czy warto ofiarować pieniądze na hospicjum, do Łodzi przyjechali veluxowi przedstawiciele. Oglądali cegły bez tynków, odrapane ściany, otwory na drzwi – bez drzwi. A prezes fundacji osobiście robił zdjęcia… wielkiej dziurze w podłodze. I uwierzył! Niedługo potem przyszła odpowiedź: przez trzy lata będą wspierać działalność medyczną hospicjum. – Ale tak naprawdę żadna wpłata nie była kluczowa dla budowy. Mniejsze lub większe kwoty wpłacali ludzie, którzy również w nas uwierzyli. Gdy oddano do użytku pierwsze piętro – siedzibę hospicjum domowego – ruszyły prace wykończeniowe hospicjum stacjonarnego na parterze. Ktoś zaproponował: zróbmy dzieciom pałac. Tak. Prawdziwy pałac. Żeby było jak w bajce: królewska ornamentyka, piękne kolory i atmosfera. Przecież przyjmujemy królewny i królewiczów.
A chociaż to niezbyt rozsądne (przy ciągłym braku pieniędzy na cement czy kafelki) i nierealne, realnie zaroiło się od prezentów: przepięknych, drogich mebli, zabawek, wykończeń niemal jak z Wersalu. I to było dobre: remont się w końcu skończył, a na dzieci czekało miejsce bajeczne, które nie straszy atmosferą szpitala, lecz jest jak dom. W kolorowych pokojach bezpiecznie i ciepło. Księżniczki i książęta są otoczeni profesjonalną opieką medyczną i ciepłą pomocą opiekunek medycznych, wolontariuszy i lekarzy. Rodzice również mogą nocować w pałacu. – Gdy wszystko było gotowe, ku radości całej rodziny, przywieźliśmy tu Patryka. Zmarł kilka miesięcy później. Wśród swoich.
Z miesiąca na miesiąc pałac zaczął zapełniać się księżniczkami i książętami. Przybył tu na przykład, w piątek, Piętaszek. Skrajny wcześniak, którego w szpitalu traktowano jak nierokującą roślinkę. Zabrany do hospicjum, non stop noszony na rękach, przytulany i stymulowany, po miesiącu zaczął odzyskiwać zdrowie i… życie. Niedawno odszedł z hospicjum. Do rodziców, do domu. Dziś w pałacu rezyduje kilkanaścioro dzieci. Koronowane dziecięce główki, kołysane i przytulane przez najlepsze „damy dworu” – pielęgniarki, opiekunki, wolontariuszy, zasypiają bezpiecznie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |