Jak to się stało, że zamiast napisu: „Kuchnia dla ubogich” mieszkańcy Wieliczki zobaczyli na świeżo ukończonym Domu Brata Kosiby wielkie litery: „Już Otwarte. Bar Ogólnodostępny”?
Podawana pocztą pantoflową wiadomość o nowym barze, a zwłaszcza o serwowanych w nim pysznych, ręcznie robionych pierogach szybko zaczęła przyciągać klientów.
Dużo i tanio
Bar „Bułka z masłem” powoli staje się znanym miejscem w Wieliczce. W mieście jest sporo dobrych restauracji, ale brakowało miejsca, gdzie można szybko i tanio zjeść. Klientami baru już są turyści oraz mieszkańcy miasta, zwabieni przystępnymi cenami. Rosół z makaronem, zupę pomidorową albo żurek z jajkiem można zjeść za jedyne 2,50 zł. Duża porcja (13 sztuk) pierogów ruskich, z mięsem, serem, kapustą i grzybami kosztuje 8 zł. Są też typowo barowe dania, jak fasolka po bretońsku, naleśniki, placki ziemniaczane, krokiety. Kotlet schabowy z ziemniakami i surówką kosztuje 12,50 zł. – Jest smacznie, elegancko, tanio. Na pewno będę tu przychodzić – chwali pani Maria, która na obiad przyszła pierwszy raz. – Tylko nie mogę wszystkiego zjeść, bo taka duża ta porcja! – dodaje.
Jesteśmy spółdzielnią
Dlaczego to takie ważne, żeby nowy bar miał klientów? Prowadzi go spółdzielnia socjalna, powołana do życia przez Caritas Archidiecezji Krakowskiej i Gminę Wieliczka, a 10 zatrudnionych osób to dawni bezrobotni, często od dawna bezskutecznie szukający pracy. Dzięki spółdzielni socjalnej mają wrócić do normalnego życia społecznego i zawodowego. Już w ubiegłym roku, podczas poświęcenia Domu Brata Kosiby, ks. Bogdan Kordula, dyrektor krakowskiej Caritas, wspominał, że nie chciałby tworzyć typowej kuchni dla ubogich, ale raczej ładny bar, do którego może przyjść każdy. Bar otwarty dla osób o średnich i niskich dochodach, na przykład emerytów, którzy są w stanie zapłacić za posiłek i wolą skorzystać z baru, niż gotować w domu. Chodziło o miejsce, które przyciągnie domowym jedzeniem i niskimi cenami, ale też estetyką i dobrym klimatem. Gdyby powstała tu kuchnia dla ubogich, korzystałaby z niej tylko niewielka grupa potrzebujących, głównie osoby, które dawniej jadły w kuchni działającej przy franciszkańskim klasztorze. Teraz Caritas o nich nie zapomniała – pomoc otrzymują na wynos, w jednorazowych naczyniach. – Najczęściej to podwójna porcja zupy z wkładką mięsną oraz chleb i jabłko, ale w sobotę był na przykład gulasz – mówi pani Zosia, z zawodu cukiernik. Jej dziełem jest np. pyszna szarlotka, którą można tu kupić.
Musi się udać
Chociaż większość nowych pracowników nie jest z wykształcenia kucharzami, to jednak każdy miał coś wspólnego z gastronomią. – Na początku wszyscy trochę się bali, ale udało nam się stworzyć dobry zespół – mówi Dominik Prochownik, szef kuchni i menadżer nowego baru. Pracownicy – mający od 29 do 63 lat – zajmują się wszystkim – od gotowania po obsługę kasy fiskalnej i sprzątanie. Pracują na dwie zmiany, po 12 godzin co drugi dzień. Zatrudnienie na cały etat to najważniejszy atut dla osób, które długo szukały pracy. Pani Zosia była kiedyś kucharką w przedszkolu, potem wychowywała wnuka, a następnie bezskutecznie szukała pracy. – Jak ktoś ma ponad 50 lat, to bardzo trudne. Chodziłam, szukałam i wszędzie słyszałam: „Dziękujemy pani”. Pracę w spółdzielni bezrobotnych zaproponował jej Urząd Pracy. Jeśli spółdzielnia będzie się rozwijać, zatrudni nowe osoby. Pracownicy mają plany na przyszłość – chcą rozwijać catering i obsługiwać imprezy okolicznościowe.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |