Rzeszowski spór jest jednym z najważniejszych procesów w Polsce dotyczącym prawa do życia i wolności sumienia. Wyrok za tydzień.
Przed Sądem Rejonowym w Rzeszowie odbyła się kolejna rozprawa w procesie, który dwóm obrońcom życia wytoczyła dyrekcja szpitala Pro-Familia za to, że pikietowali przed placówką i w innych miejscach miasta, a także informowali, że szpital zabija chore dzieci, decydując się na tzw. aborcje eugeniczne.
W czasie poniedziałkowej rozprawy przed salą sądową zebrało się kilkanaście osób, który modliły się w intencji obrony życia. Sąd wysłuchał już wszystkich świadków i 10 marca ma ogłosić wyrok.
Proces karny przeciwko Jackowi Kotuli i Przemysławowi Syczowi rozpoczął się w kwietniu 2014 roku. Władze szpitala zdecydowały się na wykonywanie aborcji, których wcześniej w szpitalu nie było. Zarówno lekarze, jak i dyrekcja w oficjalnym oświadczeniu przekonywali, że szpital musi wykonywać aborcje, bo obliguje go do tego kontakt podpisany przez NFZ.
Jeszcze przed rozpoczęciem całej sprawy senator Kazimierz Jaworski zweryfikował wyjaśnienia szpitala odnośnie do przymusu aborcyjnego. Zapytał regionalny NFZ, czy rzeczywiście wskutek umowy z funduszem szpital jest zobligowany do przeprowadzania aborcji i nie ma innej możliwości. Z otrzymanej przez niego odpowiedzi jasno wynika, że żadnego przymusu nie ma.
Mimo odpowiedzi NFZ niektórzy pracownicy szpitala dalej podnoszą ten argument z przymusu wynikającego z kontraktu. Oficjalnie nie chcą jednak rozmawiać i odpowiadać na pytania co do przedmiotu sporu, który rozpoczęli. Przed rozprawą informowali dziennikarzy, że nie zgadzają się na uwiecznianie i publikowanie ich wizerunku.
Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. Wszystkie pozwy z art. 212 z założenia mają wyłączoną jawność. Strony mogą jednak zrezygnować z tego założenia. Władze szpitala nie zgodziły się na to, by ze względu na ważny społecznie temat i duże zainteresowanie cała sprawa toczyła się jawnie.
Mecenas Jerzy Kwaśniewski, członek zarządu Instytutu na rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris”, który reprezentuje przed sądem obu obrońców życia, mówi nam, że trudno zrozumieć takie zachowanie władz szpitala.
- Mamy do czynienia z osobą prawną przedstawiającą sprawozdania do Narodowego Funduszu Zdrowia, które są dla nas dostępne na mocy dostępu do informacji publicznej. Dalsze ograniczenie w ujawnianiu szczegółów działalności tego podmiotu zupełnie nie służy jego własnym interesom – tłumaczy mec. Kwaśniewski.
Prawnik podkreśla, że inni lekarze aborcjoniści, tacy jak państwo Dębscy, nie wstydzą się powiedzieć, że zabijają dzieci. Jasno stwierdzili nawet w jednym z wywiadów, że nie da się przeprowadzić aborcji bez zabijania, bez krzywdzenia dziecka. - O to właśnie toczy się ten spór: aborcjoniści mówią, że zgodnie z prawem do prywatności, prawem do świadczeń medycznych powinny umożliwić osobom dorosłym zabijanie dzieci w imię ich prywatnych korzyści. My twierdzimy, że jest inaczej. I nie można tego sporu ubierać w inne słowa. A szpital Pro-Familia to właśnie chce robić, próbując dodatkowo zamknąć usta obrońcom życia – mówi mec. Jerzy Kwaśniewski.
Z tego, że w tym przypadku obrona przez atak nie jest najlepszą sprawą, dyrekcja Pro-Familii zdaje sobie sprawę. Od jednego z pracowników usłyszeliśmy, że uświadomili to sobie dopiero po tym, jak złożyli pozew i cała machina wymiaru sprawiedliwości ruszyła.
Zdaniem mec. Kwaśniewskiego z „Ordo Iuris”, rzeszowski proces to jeden z trzech kluczowych sporów sądowych w temacie życia i wolności. Drugą taką sprawą jest przypadek prof. Bogdana Chazana, w którego pracy szukano jakichkolwiek uchybień, ale którego i tak, jak wiadomo, zwolniono z pracy z powodu tego, że powołał się na klauzulę sumienia. – Trzecią jest sprawa opolska, gdzie mamy być może zasadne podejrzenia, że doszło do zabójstwa postnatalnego, tzn. dziecko narodzone wskutek nieprawidłowo przeprowadzonej aborcji przeżyło, ale zostało z premedytacją odłączone od aparatury podtrzymującej to życie – kończy wyliczać ekspert z „Ordo Iuris”.
J. Kotula oraz P. Sycz zaznaczają, że z uwagi na wyłączoną jawność nie mogą rozmawiać z nami o szczegółach sprawy. Spokojnie czekają na wyrok, bo są pewni, że nie zrobili nic złego i nie przekroczyli prawa. Podkreśla natomiast, że skoro szpital może zabijać nienarodzone dzieci, to oni jako osoby prywatne oraz jako fundacja mają prawo o tym mówić i przeciwko temu protestować.
– Ta wiedza należy się ludziom, którzy mają konkretne przekonania i chcą być wierni konkretnym wartościom, jak np. szacunek do życia. Dlatego mają prawo wiedzieć, które instytucje podzielają te cenne dla nich wartości, a które nie – tłumaczy J. Kotula.