Kawaler i dama

– Jak się zdarzy, że nie umiem rozwiązać trudnego zadania domowego, na pomoc przychodzi mi cała rodzina – opowiada 13-letnia Elżunia Świerad. – Nawet jeśli nie potrafią mi pomóc, to lepiej mi się myśli.

Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego, zwany Rodyjskim i Maltańskim, powstał przed 900 laty. Świeradowie chcą żyć jego zasadami i tradycją. – Noszenie obrączki, sutanny, stroju maltańskiego to widoczne znaki dawania świadectwa – uważa Marcin. – Charyzmatem zakonu są służba ubogim i obrona wiary – podkreślają. Opowiadają, jak w średniowieczu zakon dokonał przełomu w leczeniu chorych, zakładając szpitale nastawione na leczenie „panów chorych”, jak ich nazywano. Chory był tam traktowany jak król, bo mieszka w nim Chrystus i należało mu jak najlepiej służyć. Podawano mu najlepsze dania w srebrnych naczyniach, spał w łożu z baldachimem, przez pokoje przechodziły wentylujące wyciągi powietrza. – Do dzisiaj każdy z maltańczyków, włącznie z Wielkim Mistrzem, ma obowiązek umywania chorym nóg, służenia im – opowiada Ilona. – Kiedy jedziemy do Lourdes, opiekunowie bez względu na stanowisko i pozycję „w świecie” wycierają niepełnosprawnym pupy, dyżurują przy nich nocą. Tak jak przed wiekami staramy się służyć im z klasą, nie urażając ich godności. Kiedy organizują wigilie dla potrzebujących, to w najlepszym lokalu w mieście, z obmyślanymi w szczegółach prezentami.

Marcin pracuje w Śląskim Centrum Chorób Serca od 1996 roku i cieszy się, że trafił do szpitala z zasadami. W izbie przyjęć wisi kartka, że lekarze nie przyjmują tu dodatkowych gratyfikacji. Zrobił kilka specjalizacji. Jest kardiologiem, internistą, angiologiem, specjalistą ratownictwa medycznego i doktorem nauk medycznych. – Mogę się mężem pochwalić – uśmiecha się żona. – Tak jak jestem dumna z dzieci, tak i z niego też. Kiedy gazeta szpitalna ogłosiła konkurs na najlepszego lekarza, pacjenci po przeszczepie serca wybrali właśnie jego. Dlatego że ma czas, by porozmawiać, rozumie ich. – Jeśli mamy pod opieką obłożnie chorego, który wraca do szpitala, tak jak to się dzieje na kardiologii inwazyjnej, gdzie pracuję, to naturalnie nawiązuje się między nami więź – tłumaczy Marcin. – Jedną z najważniejszych życiowych sztuk, jak uczył go o. Sierański, jest umiejętność nieustannego zakochiwania się od nowa w Jezusie, rodzinie, chorych. – Staram się to praktykować – mówi.

Gdy przychodzi się pożegnać, Zosia obdarowuje mnie rysunkiem, który namalowała w trakcie spotkania. Pośrodku kartki stoją uśmiechnięci mama i tata, nie w zwykłych ubraniach, ale z krzyżami maltańskimi ściskającymi ich w pasie. Na ścianie też wisi krzyż, a u sufitu rozświetlony żyrandol. W jego świetle widać jak na dłoni, co jest najważniejsze.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg