Biegają niemal codziennie, niektórzy nawet po tysiąc kilometrów rocznie. Niestraszna im niesprzyjająca pogoda. Wkładają trampki nawet w ulewnym deszczu, czy przy temperaturze minus 15 stopni. Co ciekawe... nie są przez to bardziej zabiegani.
Strategia
Szczególnie na długich dystansach jest nieodzowna. – Nie można biec za szybko. Tutaj nie ma cudów. Wystarczy 500 metrów niepotrzebnie przyspieszyć i można nie dobiec – mówi Henryk Chudy. – Jeśli bieg jest długi, potrzeba cierpliwości. Nie można „wystrzelać się” na samym początku, bo później nie ma z czego brać – dodaje. Ojciec Rafał Dudek, benedyktyn ze Starego Krakowa, 6 maratonów na koncie, zauważa, że maraton jest doskonałą metaforą życia. Ono jest bowiem takim długodystansowym biegiem, w którym od startu do mety trzeba myśleć, czasem zwalniać, czasem przyspieszać, a nie po prostu biec, ile sił. Jednak dzisiejszy świat pędzi tak, jakby wszystko miało skończyć się zaledwie po 100 metrach. Dlatego być może tak szybko pojawia się zniechęcenie i nuda: w pracy, w zabawie, w związku. – Niektórzy rzeczywiście mają bardziej naturę sprintera niż maratończyka. Są nastawieni na szybki sukces tanim kosztem, albo całe swoje siły życiowe wkładają w jedną rzecz. Osiągają ją, ale pytanie, co potem – mówi zakonnik.
Czas
Bieganie, a szczególnie przygotowanie do jakiejś imprezy, uczy go szanować. – Wchodzi się w pewien rytm. Całe życie układa się pod trening. Jeśli człowiek ma w ciągu dnia różne zajęcia, pracuje, wie, że na trening ma czas od – do i jeśli tego nie wykona w tym czasie, to trening ucieka. A zatem to, co zaplanowane, trzeba wykonać. Zaczyna padać, trudno, biegnę. Inaczej czuję, że jestem do tyłu, i słabnę. To wyrabia konsekwencję. Czas nie przecieka między palcami. Niektórzy np. muszą biegać przed pracą, więc wychodzą o 5 rano. Ja zimą biegałem nawet przy minus 15 stopniach – opowiada o. Rafał.
Również same biegi, szczególnie te długie, to sporo czasu, który można różnie wykorzystać. Okazuje się, że wyrażenie „w biegu” nie zawsze musi oznaczać „po łebkach”. Wręcz przeciwnie. – Paradoksalnie, bieganie zatrzymuje. Trudno wtedy załatwiać jakieś sprawy. Jest czas pomyśleć – zauważa ks. Łukasz Bikun. „W biegu” może więc oznaczać „na spokojnie”.
– Wiele moich pomysłów duszpasterskich zrodziło się podczas biegania – przyznaje o. Rafał Dudek. – Większość moich kazań tworzonych jest, przynajmniej w części, podczas treningów – zdradza ks. Norbert Kwieciński. – Prawie zawsze biegnąc odmawiam Różaniec. Czasami też wykorzystuję bieganie do pracy duszpasterskiej. Jeśli ktoś chce porozmawiać, a wiem, że jest wysportowany, to zapraszam na rozmowę „w biegu” – opowiada ks. Bikun.
Edyta Szczygielska, która ukończyła AWF i sportem zajmuje się zawodowo, podpowiada, że bieganie sprzyja rozwiązywaniu trudnych problemów. – To dlatego, że w czasie biegu uwalniają się endorfiny i człowiek staje się bardziej zadowolony, ma bardziej pozytywne nastawienie do życia. Warto więc w czasie biegu pomyśleć o kłopotach.
Satysfakcja
Jak przyznają biegacze, uprawianie sportu daje satysfakcję, którą trudno porównać z czymkolwiek innym. – Kiedy po raz pierwszy wystartowałem w „Biegu po plaży” w Jarosławcu, przez połowę drogi zastanawiałem się, po co ja to robię i co mnie podkusiło. Ale satysfakcja na mecie była tak wielka, że wcześniejsze „nigdy więcej” przeszło w „kiedy znowu?” – wspomina Adrian Pawłowski, sołtys z Nosalina, członek postomińskiego klubu „Bryza”. – Na moim pierwszym maratonie na mecie popłynęły mi łzy. W Dębnie na 1,5 km przed metą myślałem, że nie dam rady. Pomyślałem jednak, że jeśli przerwę, to przegram z samym sobą. A dla mnie to właśnie jest najważniejsze. Nie chodzi mi o wyniki, ale o pokonanie własnych słabości. To niesamowita satysfakcja – zapewnia Bogdan Szlawski.
Marek Leśniewski, dyrektor Centrum Kultury i Sportu w Postominie nie kryje radości z sukcesu ekipy z klubu „Bryza”, która zwyciężyła w „Biegu katorżnika” w Lublińcu. – Wygraliśmy nawet z drużyną komandosów. Oni okazali się jedynie umięśnieni, ale my byliśmy bardziej wytrzymali – opowiada. Janusz Sowiński, radny w Gminie Postomino, który pięciokrotnie ukończył półmaraton w Berlinie, dodaje: – Trzy dni się choruje, ale następne dni tygodnia człowiek ma niesamowity napęd. Niejednokrotnie wmawiałem sobie, że jestem już za stary, ale kiedy przychodzą zawody, znów mnie to wciąga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |