Światowa Organizacja Zdrowia określiła ją jako „medyczno-kliniczną metodę leczenia niepłodności”. NaProTechnologia to ekologiczna amerykańska gałąź medycyny. Co tak naprawdę kryje się pod tym szyldem? Czym różni się to leczenie i diagnostyka od ginekologii?
Zastosowanie metod mikrochirurgii rozwiniętych przez Hilgersa sprawia, że wyniki leczenia są imponujące. Na przykład przy eliminacji zrostów okołojajowodowych są dwukrotnie wyższe – sięgają tu 58 proc. (badania Instytutu Pawła VI z 2004 r.). Dla porównania wyniki procedury in vitro w przypadku niedrożności jajowodów według United States Department of Health and Human Services to tylko 27,5 proc. żywych urodzeń.
Jeśli chodzi np. o endometriozę, wyniki Instytutu Pawła VI z 2004 r. wskazują skuteczność jej leczenia na poziomie 78 proc., przy obserwacji prowadzonej do 36 miesięcy po zabiegu operacyjnym. Tymczasem np. lekarze w programie in vitro twierdzą, że w przypadkach endometrioz III stopnia wyleczenie jest niemożliwe…
Stawką jest życie
Naprotechnologia jest też dla mężczyzn. Oni także są diagnozowani, leczeni i nierzadko trafiają pod skalpel. Kiedy lekarz zdiagnozuje np. żylaki powrózka – usuwa się je lub leczy. Niską ruchliwość plemników reguluje się odpowiednią dietą albo lekami. Przy czym nasienie od mężczyzn do badania pobiera się tu nie drogą masturbacji pacjenta, ale przez specjalny zbiorniczek, który para zakłada w czasie stosunku.
Nie jest to antykoncepcja, bo pojemniczek, czy też osłonka jest specjalnie perforowana. Co więcej najlepsze wyniki pochodzą z pobrań właśnie wtedy, a nie po oddaniu nasienia po masturbacji. Jedynym przypadkiem, gdzie naprotechnologia nie może nic zrobić, jest całkowity brak plemników u mężczyzny. Ale z tym nie poradzi sobie także i program in vitro. Chyba że zastosuje u kobiety materiał genetyczny od obcego dawcy…
Dzięki NaPro poczęło się w świecie miliony dzieci, także u par, które przeszły nieskutecznie kilka prób in vitro. Co druga para leczona naprotechnologicznie zajdzie w ciążę i będzie mogła sprowadzić na świat naturalnie kolejne dzieci. Przy in vitro tylko co trzecia para może począć dziecko, ale niekoniecznie je urodzić. Istotny jest tutaj sposób liczenia skuteczności: w naprotechnologii podajemy, ile dzieci się urodziło, a nie procent poczęć, jak podaje się w statystykach in vitro. Jeśli oficjalnie mówi się o 4 mln poczętych w in vitro w skali świata, to prosty rachunek mówi, że dzięki naprotechnologii urodziło się co najmniej 5,5 mln maluchów, a szacuje się, że nawet do 15 mln. Kłopot z dokładnymi liczbami jest tu m.in. podyktowany tym, że większości par wystarczy kilka spotkań z instruktorem i praca z modelem Creightona, a kiedy pocznie się dziecko, rzadko wracają go o tym powiadomić.
NaPro ma też i sporo innych zalet. Jak choćby zapobieganie wcześniactwu. Hilgers wyjaśnia Terlikowskiemu: „W skali Stanów Zjednoczonych ponad 12 proc. to dzieci przedwcześnie urodzone. (…) W naszym Instytucie odsetek wcześniaków wynosi 7 proc., z czego tylko 1,3 proc. to porody bardzo wczesne, przed 34. tygodniem ciąży”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |