Ktoś chwyta za instrument. Repertuar Czerwonych Gitar. Niesie się po ogrodzie: „Tak bardzo się starałem, a ty teraz nie chcesz mnie! Dla ciebie tak cierpiałem, powiedz mi, dlaczego nie chcesz mnieeee?!”. W jednej chwili parskają śmiechem: – To brzmi jak nasz hymn! A jeszcze nie tak dawno o tym, że można się śmiać, nawet nie śnili…
To też moja droga
– We wspólnocie jestem od trzech lat. Kiedy zostałam sama, szukałam jakiegoś drogowskazu, co robić dalej – opowiada Bernadetta Kenig z Wilkowic. – Wiedziałam, że bez wspólnoty sobie nie poradzę. Zaangażowałam się w wolontariat w Hospicjum św. Kamila w Bielsku. Pochłonęło mnie też internetowe forum „Sycharu”. Nie udzielałam się na nim. Czytałam świadectwa. Marzyłam o tym, żeby gdzieś niedaleko mnie powstała taka wspólnota. I to tam znalazłam zaproszenie na pierwsze spotkanie w Rychwałdzie.
Jak podkreśla Bernadetta, wspólnota daje siłę. – Kiedy widzisz w tych ludziach determinację: „Chcemy trwać w wierności”, to masz pewność: to też moja droga. Spędzamy ze sobą również sporo czasu prywatnie. Kiedy jedno z nas ma dołek, inne lata na skrzydłach. Dlatego tak jesteśmy sobie potrzebni.
Nie jest prawdą, że w sakramentalnym małżeństwie mimo kryzysu chcą trwać tylko kobiety. W rychwałdzkim ognisku proporcje układają się pół na pół. – Od 25 lat jestem w jednej z bielskich wspólnot charyzmatycznych. Byliśmy w niej razem z żoną… – mówi Darek Romik z Bielska-Białej. – Kiedy odeszła, a ja nie potrafiłem sobie z tym poradzić, prosiłem o modlitwę wstawienniczą. Wiele osób chciało mi pomóc, ale nikt z nich nie był w takiej sytuacji jak ja. Nikt nie był w stanie mnie zrozumieć.
Miałem zupełnego doła, kiedy daleki kuzyn opowiedział mi o „Sycharze”. Tu problemy nas jednoczą. Jeden drugiemu daje wskazówki, bo każdy coś podobnego przeżywa lub przeżywał. Tu odbudowuję siebie tak, żeby stanąć na własnych nogach.
Upomniał się o mnie
– Źle się działo w moim małżeństwie i zacząłem szukać środowiska, które pozwoli mi sobie poradzić z emocjami – mówi Konrad Janusz z Bielska-Białej. – Choć nie jesteśmy po rozwodzie, żyjemy w nieformalnej separacji. Trafiłem na rekolekcje do Rychwałdu, a potem do „Sycharu”. Od kilkunastu lat jestem w Odnowie w Duchu Świętym. Ale to tu są ludzie, którzy mają podobne problemy. Im nie trzeba dużo tłumaczyć. Czas w „Sycharze” pomógł mu tak naprawdę wrócić do Pana Boga.
– Przy okazji kryzysu On upomniał się o mnie – mówi Konrad. – Kiedy kryzys przeżywamy z Bogiem, we wspólnocie, to sami się rozwijamy, a zranienia zaczynają zdrowieć. Tu się nie nakręcamy negatywnie wzajemnie. Staramy się pomagać jedni drugim. Pan mi wyraźnie pokazuje słowa, by ufności nie pokładać w człowieku, ale w Nim – i na Jego fundamencie budować swoje życie.
– To jest mój drugi dom. A nieraz jest tu lepiej niż w domu – mówi Ala, która prosi o zmianę imienia. – Było już trudno w moim małżeństwie. Znajoma ze sklepiku z dewocjonaliami poprosiła mnie, abym wywiesiła gdzieś plakat o powstającym ognisku „Sycharu”. I z tego plakatu się dowiedziałam, że to coś dla nas. Za pierwszym razem przyjechałam z mężem. Ale on nie był zainteresowany. Tu odnajduję siłę, moc potrzebną do radzenia sobie w codzienności; przyjaźń, miłość, zrozumienie i wolność. To może dać tylko Jezus, więc tu szukam głębokiej relacji z Nim. On daje mi też bezpieczeństwo i pewność swojej stałej obecności obok mnie – i wtedy, kiedy jestem w kuchni, jak i wtedy, kiedy mam robić „większe rzeczy” we wspólnocie. Przestałam się bać życia, problemów i alkoholu w domu…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |