Odzież inspirowana wiarą do niedawna kojarzyła się głównie z wymiętymi koszulkami z napisem „Jezus Cię kocha” i nieudolnie odrysowanymi symbolami religijnymi. Obecnie takim ubraniom bliżej do designerskich produktów popularnych marek niż do tandetnej chińszczyzny sprzedawanej na bazarach.
Bez owieczek i czcionki Comic Sans
Obok sklepów mających stosunkowo silną pozycję na rynku, powstają kolejne, oferujące samodzielnie zaprojektowaną, oryginalną odzież chrześcijańską. Wśród nich na uwagę zasługuje „Nikodem – ciuchy dla wiary”, działający od czerwca br. W ofercie sklepu można znaleźć m.in. inspirowane cudownym rozmnożeniem chleba koszulki i torby „Żywienie zbiorowe”, T-shirty „Ciemna dolina” z cytatem z Ps 23 oraz tzw. skarpety pielgrzymkowe, które według autorów spotu promocyjnego można założyć do każdego rodzaju obuwia – nawet do sandałów.
Sklep powstał ze względu na rozczarowanie ubogą ofertą odzieży chrześcijańskiej, która według założycieli „Nikodema” do niedawna była nudna i przewidywalna. – Po ślubie chcieliśmy z małżonką zrobić coś wspólnego, przepuścić gdzieś kasę z wesela – mówi Łukasz Rogaczewski, założyciel sklepu. – Idąc tropem nowych marek odzieżowych, postanowiliśmy stworzyć linię porządnych ciuchów dla osób ceniących wartości chrześcijańskie. Projektujemy i szyjemy w Łodzi, niegdyś stolicy przemysłu odzieżowego – pochodzenie zobowiązuje.
Łukasz uważa, że estetyka powinna być ważna dla każdego człowieka, niezależnie od przekonań religijnych. – Nie lubię, kiedy katolika pokazuje się jako szarego człowieczka, w rozciągniętym swetrze. Zaskakujące kreacje w duchu chrześcijańskim mogą wzbudzać wiele pozytywnych emocji w każdym odbiorcy.
Siła świadectwa
W noszeniu chrześcijańskich ciuchów chodzi o kreowanie własnego stylu czy o dawanie świadectwa wiary? Sonia odpowiada, że i o jedno, i o drugie. – Jeśli każdy chrześcijanin jest misjonarzem, to bierzemy odpowiedzialność za to, jak nas widzą inni. Nasze ubrania są „skrojone” tak, żeby można było nosić je wszędzie. Ich przekaz jest subtelny i nieinwazyjny. Ale jest – podkreśla.
Z wypowiedzi osób chętnie noszących chrześcijańskie ubrania faktycznie wynika, że zarówno estetyka, jak i dawanie świadectwa są dla nich istotne. – Ostatnio chodzę po mieście w koszulce „Bóg wie co” i czuję się z tym naprawdę dobrze. Do tego przypinka na torbę „Nie cuduj, od tego jest Pan Bóg”. Wyrażam siebie, ale to jednak także pewna próba wiary. Ludzie patrzą i komentują. Czasami odczuwam podwyższony poziom adrenaliny: co inni sobie pomyślą? Czy ktoś mi przypadkiem nie przyłoży? (śmiech) – mówi Sylwia, studentka polonistyki.
Na wątek drobnych prześladowań z powodu wiary zwraca także uwagę Piotr, student inżynierii materiałowej. – Chętnie noszę koszulki z elementami obrazów Kiko Arguello, założyciela wspólnot neokatechumenalnych. Kiedy wybieram się na miasto w takim T-shircie, jestem bardzo dumny. Nawet fajniej byłoby dostać w twarz za koszulkę z Jezusem niż za to, że kibicuję niewłaściwemu klubowi. (śmiech)
Jola zwraca uwagę na to, że Bóg wykorzystuje różne rzeczy, żeby działać, a ludzie są tylko narzędziami w jego rękach. – Czasami robimy coś dla siebie, np. zakładamy taką, a nie inną koszulkę, żeby dobrze wyglądać, ale dzięki temu może rozpocząć się rozmowa o wierze. Wyobraźmy sobie fajnego, przystojnego chłopaka w koszulce z napisem „Jezus”. Współcześnie to ma ogromną wartość – zauważa.
– Lubię nosić koszulki z przesłaniem, o ile wyglądają awangardowo i designersko. Uważam, że dobrze jest okazać swą wiarę właśnie w ten sposób. Katolicy powinni pokazać, że są ludźmi modnymi i znającymi trendy. Tym, jak wyglądamy, również możemy przyciągać innych do Chrystusa – mówi Mateusz K. Dziób, redaktor kwartalnika Fronda Lux. Ulubiona koszulka Mateusza to ta z wizerunkiem Matki Boskiej i napisem „God save the queen”. To tytuł znanego utworu punkrockowego zespołu Sex Pistols, który w ten sposób ironicznie krytykował system brytyjskiej monarchii. Parafraza refrenu została także wykorzystana przez sklep „Mocne Ramię”, który oferuje koszulki z napisem „God save the unborn children”.
Ciężki kawałek chleba?
Twórcy „Nikodema”, chociaż dopiero rozpoczęli swoją działalność, mają już na koncie pierwsze sukcesy. Ich T-shirt kupił m.in. Mietek Szcześniak. – Szczególnie spodobały mu się koszulki „Żywienie zbiorowe”. Miał do wyboru jeszcze dwa inne stoiska z odzieżą chrześcijańską, ale wybrał właśnie nasze. Pękaliśmy z dumy – mówi Łukasz. Przyznaje jednak, że na razie sklep nie cieszy się dużym zainteresowaniem.
Sytuacja na rynku nie jest łatwa. Dobrze funkcjonują duże firmy, które od lat konsekwentnie wprowadzają do sprzedaży nowe produkty. Pomimo boomu na rynku odzieży chrześcijańskiej, nadal jest za mało dobrych projektów. – Brakuje np. ładnych koszulek z cytatami z Pisma Świętego, które stylistycznie nawiązywałyby do rzeczy projektowanych przez „Pan tu nie stał” – zwraca uwagę Jola.
Czy młodzi przedsiębiorcy, prowadzący sklepy z chrześcijańskim designem są w stanie utrzymać się ze swojej działalności? – Można z tego wyżyć, ale nie jest łatwo. Gdyby mieć nastawienie jedynie na zysk, na pewno byłoby łatwiej. Jeśli zysk jest na drugim miejscu, trzeba dobrze główkować i po prostu żyć skromnie – przyznaje Sonia.
Mimo wszystko założycielka „Bóg wie co” może czuć się usatysfakcjonowana – prowadzenie sklepu jest jej głównym zajęciem. Łukasz oprócz „Nikodema” prowadzi agencję reklamową, a Dorota Paciorek z „Dayenu” zarabia więcej na projektowaniu grafik niż na sprzedaży gadżetów. Nadal jednak wierzy w siłę chrześcijańskiego designu. – Myślę, że można się z tego utrzymać – mówi Dorota. – Trzeba jednak wyczuć rynek, który jest tak naprawdę jedną wielką niewiadomą. Ale gdy mowa o firmach z dużym kapitałem i doświadczeniem w branży, wiem, że w grę wchodzą wysokie sumy pieniędzy. Zatem zapraszamy konkurencję, ale tylko taką na wysokim poziomie – chyba wszyscy już mamy dość kiczu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |