Janosiki

Jurek i Ilona Konieczni. Od lat pomagają bezdomnym. A im pomaga Pan Bóg.

Darowane

Pan Jerzy zalewa kawę plujkę. I opowiada o swoim dawnym życiu: picie, picie, picie. Coraz i coraz więcej. Upadek totalny. Tak moralny, jak zdrowotny. W ośrodku odwykowym napisali o nim: „przypadek beznadziejny”. – A Bóg mnie uzdrowił! I jeszcze pokierował tak, że poznałem Ilonkę, zakochaliśmy się, pobraliśmy. Tworzymy wspólnie ośrodek.

Jak się utrzymujemy? A z naszych emerytur. Choć tak naprawdę to i emerytura jest wspólna – płacimy nią rachunki ośrodka. – Ja jestem taką kandydatką do szmat. No co się pani dziwi? Ubrań nie kupuję, bo dziewczyny, podopieczne, jak przychodzą dary, ubrania, to mi odkładają takie w moim stylu. Wiedzą, co lubię.

Do pokoiku raz po raz wchodzą podopieczni. A to jakieś sprawy omówić, a to batoniki do kawy przynieść (też z darów), tudzież po prostu poskarżyć się na wysokie ciśnienie. Jakoś dziś pogoda kiepska, to i samopoczucie bywa gorsze. Panowie i panie z trudną przeszłością garną się do pani Ilony jak do... matki.

– Czują się tu spokojni i bezpieczni. Leczę ich, owszem. Ale również modlę się za nich. Szczególnie gdy nie daję po ludzku rady. Oni przychodzą ze świata, gdzie panuje zło. My powoli ich z tego świata wyrywamy. Więc modlitwy potrzeba wiele – mówi pani Ilona, mierząc to (już lekko opadające) ciśnienie. – Praca z bezdomnymi bywa i niebezpieczna. Czyż nie? – Ojej... No bywa. Skakał do mnie jeden z nożem. To się modliłem: „W imieniu Jezusa jestem bezpieczny”. I nie mógł ruszyć ręką. Jezus mnie obronił. Państwo Konieczni od 19 lat są małżeństwem. I niemal tyle samo pracują wspólnie, dla wykluczonych społecznie. Są członkami Kościoła Zielonoświątkowego.

– Ale tu nie mieszkamy, w sensie nie nocujemy. To jest wyłącznie ich dom, oni tu gospodarują, uczą się samodzielności, współdziałania, odpowiedzialności. My pomagamy, wspieramy i zarządzamy – mówią zgodnie Konieczni. W pokoiku wisi regulamin. Krótki i konkretny: o bezwzględnej trzeźwości, niepaleniu, atmosferze szacunku i uprzejmości, wzajemnej pomocy. I najważniejsze: „Pamiętajmy, że to Jezus Chrystus jest głową tego domu, cichym słuchaczem każdej rozmowy, niewidzialnym gościem przy każdym posiłku”. – Krótki! I tak ma być. Choć nasi panowie (i kilka pań) woleliby... bardzo długi i konkretny regulamin. Punkt po punkcie – co wolno, a czego nie wolno. Naprawdę! Prościej jest wykonywać jak robot zakazy i nakazy. Wolność jest znacznie trudniejsza. Trzeba się jej w mozole uczyć.

Uczą się panowie i panie. Te drugie, jakby jednak dłużej i z większą trudnością. Bo wcale nie jest tak, że kobiety – z natury delikatniejsze – są mniej zdemoralizowane. – Niestety, przeciwnie. To kobiety są trudniejsze. Bo właśnie są bardziej poranione i ranią same. Jeśli kobieta nawraca się, stara się żyć z Jezusem, a nie jest bardzo zraniona – wtedy ma szansę. I da się jej pomóc. Ale jeśli doświadczyła strasznych chwil, takich ponad miarę, jeśli przeżyła w swoim życiu piekło, to jest tak głęboko zraniona, że w środku ma tylko gniew i nienawiść. I jest zdolna do strasznych rzeczy... – mówi pan Jurek. – I to wcale nie dlatego, że ona nie chce odmienić swojego życia – dodaje żona. – Chcą je zmieniać. Ale boją się, nie potrafią, nie ufają. Ból, którego doświadczyły, a do tego kobieca emocjonalność, wrażliwość powodują, że trudno zaufać.

W swoim domu

Mieszkańcy domu wspólnie się modlą, ale też sami gotują, sprzątają, rozdzielają żywność czy ubrania. W ten sposób czują, że to ich dom. Czasem pierwszy i jedyny, który mieli od dzieciństwa. Do domu przychodzą też, nawet po kilkadziesiąt dziennie, osoby bezdomne mieszkające w kanałach czy altankach. Gdziekolwiek. Tu dostają ciepłe ubrania, jedzenie, mogą się wykąpać.

– Najpierw przychodzą, łypią na nas. Takie typy, co „dziękuję” nie powiedzą. Z czasem – siłą atmosfery domu, relacji, rozmów i przede wszystkim modlitwy – otwierają się, zaczynają pomagać innym i usługiwać: podawać jedzenie, czyścić. Kadra naszego domu to wyłącznie (byli) bezdomni. Poprzez pracę i stopniowe podejmowanie odpowiedzialności, nasi przyjaciele tutaj przekonują się, że są gotowi do samodzielności. Z czasem wiedzą, że są u siebie i są bezpieczni. Choć nie każdy może się usamodzielnić. Nie każdy... Bo czasem życie tak doświadczyło, że samodzielność jest poza możliwościami. Mentalnymi, emocjonalnymi, intelektualnymi. Trudno. Wtedy Dom Łazarza staje się na zawsze domem własnym, docelowym.

– Bóg nam powiedział, że musimy donosić ich na rękach modlitwy aż do wieczności. Wszystkich, niezależnie od tego, jak potoczą się ich losy, co wybiorą. Są tacy, którzy całkowicie zmienią swe życie na ziemi. Ale są i tacy, którzy nigdy nie przyjmą wolności, nie wejdą w społeczne życie. Ale nie znaczy to, że nie są wartościowi, że nie trzeba im pomagać.

Obok ludzi dwa pieski. Sunia Perełka, maluch psi, popiskuje, merda chudym ogonkiem i podskakuje między mieszkańcami. Taka pocieszka. – Wyjęli ją ze śmietnika, z kontenera. Nasza wolontariuszka nosiła kanapki, wiedziała, że w jednym z kontenerów czasami nocuje mężczyzna. Zajrzała. Pana nie było, ale ktoś wyrzucił psa... Oczywiście Perełka znalazła u nas dom. Taki śliczny wesoły piesek, Boże błogosławieństwo nad smutnymi i nieszczęśliwymi – pani Ilona pochyla się nad szczeniakiem, który kręci piruety wokół własnej osi i ogona. – Jeśli tworzymy dom rodzinny, to w domu są i zwierzęta. Prawda? Prawda.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg