Jurek i Ilona Konieczni. Od lat pomagają bezdomnym. A im pomaga Pan Bóg.
Gniew i kłótnia perełek
A co z agresją? Z przeróżnymi czasem poglądami i nerwami? Nerwy, jak wiadomo, to regularny towarzysz ludzkiego życia. – Tu się tworzą i wielkie przyjaźnie i przychodzi się z nienawiścią rozprawiać. Choć może lepiej to nazwać złością i gniewem. Gdy złość przychodzi, gdy ludzie zaczynają na siebie krzyczeć i walczyć ze sobą, robi się porządki. Przed Bogiem. Oni przed Bogiem zaczynają wzrastać. Naprawdę działa. I mimo że charakterki to oni mają, oj mają, ciężkie, to Jezus i z takimi sobie świetnie radzi – mówi pan Jerzy. A wypowiada te słowa z takim spokojem i pewnością, jakby wzajemna agresja ludzi ulicy była niewinną igraszką, sprzeczką kilkulatków. I jakby dobry Bóg Ojciec był jak dobry tata, który w piaskownicy potrafi rozwiązać każdy konflikt.
Tyle lat pracy. Tyle lat. I chociaż wiedzą i widzą, że ich praca jest potrzebna, to z boku wiele osób nie dowierza. Że albo szaleńcy, albo z pewnością kasę robią na tych biedotach. Pan Jerzy, przynaglony jakimś wewnętrznym przymusem, napisał więc książkę, historię swojego życia oraz historię ośrodka. On pisał, Ilona się modliła. O każdą linijkę, o każde słówko. Udało się, chociaż pan Jurek przecież nie literat. – Przesłanie mojej książki „Poławiacze pereł” jest takie: jeśli Bóg nie przemieni człowieka, to człowiek człowiekowi pomóc nie może. My z żoną dajemy im bezpieczne schronienie, dom, w którym mogą żyć. Ale to Bóg ich ratuje. To nasze perły, które gdy dać im szansę, zaczynają lśnić.
Darek. Perełka. Miał 28 lat, gdy wyszedł na wolność po raz pierwszy. Jako maluch trafił do domu dziecka, potem do zakładu poprawczego, a w końcu do więzienia. Czy jest jego winą, że nie znał zasad, nie wiedział jak żyć? Wciąż tylko pod pręgierzem. Wciąż poniżany, wciąż wikłany. I pragnący... ciepła, zrozumienia. Nabawił się AIDS. Zmarł szybko.
Albo i tacy, którzy po 25 lat siedzieli w więzieniu. No gdzie i jak on ma pracować? Gdzie iść po wyjściu z zakładu jak nie na ulicę. Jeśli będzie chciał wykorzystać szansę, będzie w ośrodku jak brat, jak w rodzinie, która i wymaga, i daje dobro. Wtedy będzie służył, dowartościuje się. I będzie się grzał w rodzinnym cieple. Perła wprost z więzienia.
– Kiedyś chciałem jednego wyrzucić z ośrodka. No trudny typ i nie chciał współpracować. Pogroziłem mu: „Wrócisz na ulicę!”. I co się okazało? Że ulicy to on się nie boi! On się boi... życia. Tak w ogóle. Wielu bezdomnych po prostu nauczyło się żyć na ulicy. Wiedzą, gdzie mogą zjeść i dostać odzież. Kraków z tego słynie. – Tu coś dostanie, tu zje, tu się w kanałach prześpi. I niby spokój... Ale walczyć o nich trzeba – mówi pani Ilona.
Jak o tego Gienka. Udało mu się. Usamodzielnił się, zamieszkał z żoną (też z ośrodka) w skromniuteńkim mieszkaniu. Jak te dwie perły z kanałów. Ale gdy już miał to mieszkanko i pracę, proste ludzkie szczęście, to z przerażeniem patrzył, jak licznik prądu się kręci. Kręci się i kręci, zatacza przerażające kółka, gdy się na prądzie wodę gotuje. Bo potem przecież trzeba za ten prąd zapłacić. Dadzą radę?
Czują się Konieczni bohaterami? Janosiki takie? Popatrzyli oboje, ze zdumieniem i lekkim zmieszaniem. Nawet nie odpowiedzieli. – Towarzyszy nam raczej ciągła... samotność. Cały czas to odczuwamy: brak zrozumienia ze świata. Trudno. Przyzwyczailiśmy się. Nie boimy się tego. Bóg jest ponad.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |