– Wolontariat to dla mnie rachunek sumienia z tego, czy wykorzystuję dobrze to wszystko, co mi dał Bóg – mówi ks. Kamil Kowalski
Wolontariat to więcej niż moda. Na szczęście. Bo gdyby tak było, przeminąłby szybko, jak każdy inny trend. A trudno sobie wyobrazić działalność tak potężnej instytucji charytatywnej jak choćby Caritas bez rzeszy wolontariuszy, których w diecezji płockiej jest do 500, a nawet do 700 osób. Od czego się zaczyna? Doświadczeni wolontariusze mówią: trzeba dostrzec człowieka, który sam boryka się z jakimiś trudnościami, i przełamać stereotyp, że „to nie moja sprawa”.
Kto pomoże zrobić pierwszy krok?
– Bywa tak, że po zajęciach w szkole jestem zmęczona i marzę o popołudniowej drzemce, ale moi uczniowie pytają: „Idziemy dzisiaj do hospicjum, prawda?” – mówi Katarzyna Stangret, która łączy w życiu dwa zawody: pielęgniarki i katechetki. Od prawie dwóch lat kilkunastoosobowa grupa jej uczniów z Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego przy PWSZ w Płocku angażuje się w wolontariat w Hospicjum Miejskim pw. św. Urszuli Ledóchowskiej. Pani Kasia pracuje tam jako pielęgniarka, ale postanowiła też przychodzić na kilka godzin jako wolontariusz. Właśnie dla swoich uczniów. To spora grupa osób (w przeważającej części dziewczęta, choć było i trzech chłopców), w większości młodzież niepełnoletnia i ktoś musi nad nimi czuwać na oddziale, rozdzielać konkretne zadania. Są to zwykle proste czynności, na przykład zrobienie kanapek, rozdanie posiłku, sprzątnie, wymycie okien. Ale zdarza się też towarzyszenie chorym, rozmowa z nimi, przeczytanie książki.
– Staram się być pomostem między chorymi a wolontariuszami. Czasem młodzież wchodzi do sali, zadaje pytanie, ale spotyka się z murem, bo chory patrzy w ścianę i nie reaguje. Czuwam też nad ich emocjami. Gdy za bardzo się przywiązują, przeżywają, wiem, że musimy zrobić krok w tył, by ich ochronić – wyjaśnia nauczycielka.
Wolontariat wśród osób terminalnie chorych to bardzo trudne pole działania, tym bardziej, że wiele osób ma w głowie ułożony krzywdzący i błędny stereotyp hospicjum jako „umieralni”. Pani Kasia na początku też musiała zmierzyć się z takim myśleniem u swoich uczniów.
– Najpierw po prostu opowiadam im, czym jest hospicjum, skąd się wzięło, skąd taka potrzeba. Większość uczniów ma tego świadomość, ale często źle im się kojarzy. Uważają, że to straszne miejsce. Ja staram się im pokazać jego ludzki wymiar, nie mówiąc już o tym wymiarze duchowym, związanym z końcem życia, przygotowaniem do odejścia, pogodzeniem się z najbliższymi, z Bogiem – mówi nauczycielka. To właśnie strach lub niewiedza mogą być dużym hamulcem przed zaangażowaniem się w taki czy inny wolontariat, szczególnie w przypadku młodego człowieka. Dobrze, jeśli ktoś wtedy zachęci i pomoże zrobić pierwszy krok.
– Nie miałam żadnego doświadczenia w pracy z osobami niepełnosprawnymi, więc na początku z góry założyłam, że to nie dla mnie – przyznaje Magda Karpińska z Pułtuska, która od lat uczestniczy jako wolontariusz we wczasorekolekcjach dla osób starszych, chorych i niepełnosprawnych. Kilka lat temu, dzięki katechecie, zaangażowała się w Szkolną Grupę Wolontariatu. – To nie było nic wielkiego. Raz w tygodniu w salce parafialnej pomagaliśmy dzieciom odrabiać prace domowe i przygotowywaliśmy drobne upominki z okazji świąt kościelnych.
Po roku otrzymaliśmy od naszego wikariusza propozycję wyjazdu na wczasorekolekcje – mówi Magda. Uważała wtedy, że sobie nie poradzi. Jednak po kilku rozmowach z opiekunem grupy zdecydowała się wziąć udział. – Teraz wiem, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu – zapewnia. – Wolontariat wśród dzieci i młodzieży nie istnieje bez wsparcia rodziców, nauczycieli. Znam wielu takich nauczycieli zapaleńców. To oni podsycają płomień wolontariatu w swoich podopiecznych – mówi Małgorzata Przemyłska z biura diecezjalnej Caritas, która współpracuje z wieloma szkołami z całej diecezji przy okazji akcji charytatywnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |