Co jest dziś, zdaniem młodzieży, największym ich problemem? Nie alkohol, nie narkotyki, ale coś zupełnie innego.
W Dębicy 6 kwietnia odbyła się VII Dębicka Debata o Wychowaniu, zorganizowana przez miejscową „Kanę”, Stowarzyszenie im. E. Bojanowskiego „Dobroć” i Instytut Pedagogiki KUL. – Ciekawe, że temat debaty ustalili młodzi, kiedy w ankiecie odpowiedzieli, że stres i lęk to ich główny problem – mówi s. dr hab. Loyola Opiela, służebniczka dębicka. Ankieta została przeprowadzona przez dębicką „Kanę” we wrześniu 2017 roku.
– Na pytania odpowiadało 200 młodych ludzi. Pytaliśmy, z czym mają problem. Nie wskazali narkotyków, hazardu, problemów rodzinnych, które pewnie i tak mają, ale towarzyszące im ciągle stres i lęk. Najwięcej, bo aż 39 proc. wskazań dotyczyło właśnie tego – mówi Maciej Małozięć, dyrektor dębickiej „Kany”.
– Stresują się wszyscy. Stres buduje, mobilizuje, ale źle jest, kiedy zaczyna niszczyć. Myślę, że połowa moich rówieśników ma kłopot z niszczącym stresem. Nie wiadomo, jak sobie z tym radzić – uważa licealista Mateusz Ciurkot.
Szkoła i nauka to tylko jedna z płaszczyzn stresu. – Młodzi stresują się dziś bardzo akceptacją otoczenia. Chcą jej, potrzebują, jak nie dostają, to się stresują. Mnie w szkole paraliżował trochę strach. Czułam presję, żeby być w porządku, żeby mieć dobre oceny, że mnie źle ocenią, czy to przez pryzmat ocen, czy zachowania – przyznaje Marysia Socha.
Akceptacja, na różnych poziomach, jest dziś pragnieniem młodych. Brak akceptacji czy też oczekiwanie na nią wiąże się ze stresem. Często młodzi nie czują akceptacji, zainteresowania w rodzinach. – Szukają jej w internecie, często za wszelką cenę. Chcą koniecznie być postrzegani jako fajni, atrakcyjni, ciekawi, wartościowi – dodaje Maciej Małozięć.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
– Trzeba wychowywać dzieci do radzenia sobie ze stresem. Nie należy umyślnie wystawiać ich na sytuacje stresogenne. Stres nieopanowany może prowadzić do lęków, a to może być już niebezpieczne. Podstawową potrzebą w rozwoju dziecka jest potrzeba bezpieczeństwa. Gdy dziecko widzi, że rodzice nie mają więzi ze sobą, nie okazują sobie wzajemnie miłości, nie okazują jej też dziecku, to rodzi się w nim duży deficyt poczucia pewności, bezpieczeństwa – przypomina s. Loyola Opiela.
Na ciekawy aspekt dotyczący perfekcjonizmu, postrzeganego powszechnie jako coś pozytywnego, zwrócił w swym wystąpieniu ks. dr Jerzy Smoleń. – Wielu perfekcjonistów uważa już, że perfekcjonizm nie jest dobry. Perfekcjonizm prowadzi do stresów i lęków. Psychologowie apelują, byśmy dali sobie prawo do błędu – mówi ks. Jerzy Smoleń.
Pierwszy perfekcjonizm dotyczy wyników. W szkole, zdaniem ks. Smolenia, ocena dostateczna jest uważana za pozytywną jedynie dla najsłabszych. A często nikt nie wie, ile pracy dziecko włożyło w pracę. – W domu także zdarza się, że rodzice terroryzują dzieci, aby osiągnęły poziom wykształcenia zaplanowany przez rodziców. Nie taki, jaki jest potencjał dziecka, ale oczekiwania rodziców – przyznaje ks. Smoleń.
Niedobry jest również perfekcjonizm rodziców, który wobec dziecka objawia się ciągłym zwracaniem uwagi: „Nie siedź tak!”, „Popraw się!”, „Ile razy mam ci mówić!?”, „Stać cię na więcej!”. Nawet w towarzystwie innych osób. – Dziecko wymaga cierpliwości, wymaga tego, by mu coś spokojnie podpowiedzieć, doradzić, docenić to, co już robi – zauważa ks. Smoleń. – Perfekcjonizm wśród dorosłych przerzucany na dzieci jest przyczyną ich bólu, niepotrzebnych łez – dodaje.
Wobec Boga bądź człowiekiem
Zdaniem prelegenta perfekcjonizm pojawia się w też w przypadku niektórych ludzi w sferze religijnej. Niektórzy ludzie próbują mieć perfekcyjne relacje z Panem Bogiem. – I to jest coś najgorszego, co może w tej sferze spotkać człowieka – uważa ks. Jerzy.
Najwięcej zaburzeń lękowych pojawia się w kwestii przygotowania do sakramentu pokuty i pojednania. Zakładamy, że musimy być przygotowani do niego perfekcyjnie. – Zachęcamy dzieci, aby pisały sobie grzechy na kartce. aby powtarzały je wiele razy, to się utrwalą i będzie łatwiej je zapamiętać i wyznać. Dziecko (i dorośli też) skupiają się przy spowiedzi tylko na tym, żeby nie zapomnieć grzechów, a nie na relacji, spotkaniu z Bogiem Miłosiernym. Rozwija się w ten sposób zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne, nerwica natręctw. Jeśli spotkacie kiedyś człowieka z nerwicą natręctw, która wzrosła w nim przez perfekcjonizm, to zobaczycie, że to jest „męczennik” – dodaje ks. Smoleń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |