– Zrozumiałem, że Bóg ma wiele dróg, którymi próbuje dotrzeć do człowieka. Jedną z nich mogą być pieniądze –przekonuje Marek Wcisło, doradca finansowy.
Zanim jednak na serio zaufał Bogu i oddał Mu też swój portfel, musiało minąć sporo czasu. – Zawsze byłem blisko Kościoła, bo wychowałem się w wierzącej rodzinie, ale trochę się pogubiłem. Wziąłem życie w swoje ręce, a to życie mnie omamiło – kartami kredytowymi, nowymi samochodami, podróżami. Efekt był taki, że zrujnowałem domowy budżet i co miesiąc brakowało do pierwszego, ale tłumaczyłem sobie, że przecież pieniędzy nie przejadam, tylko je inwestuję – opowiada.
Jeśli Mi ufasz...
Gdy długi rosły, dzięki wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym „Nazaret” z Myślenic, do której należy, trafił na konferencję „Biblia o finansach”. – Nie wierzyłem, że dając, można mieć coraz więcej pieniędzy, i że można nimi służyć Bogu. Byłem więc głównym oponentem prowadzących. W końcu Artur Kalicki stwierdził, że skoro jestem taki mądry, to zaprasza mnie na kurs, na którym nauczę się po Bożemu zarządzać pieniędzmi – wspomina M. Wcisło. Bardzo nie chciał tam iść, ale jego żona Joanna zdecydowała, że powinni się zapisać. To był początek prawdziwego nawrócenia i radykalnej zmiany myślenia. Okazało się, że codzienne czytanie słowa Bożego, praca nad sobą i stanięcie w prawdzie przed problemami dają efekty.
Pierwszym była decyzja, że nie da się tkwić w miejscu, czekając, aż ratunek sam przyjdzie – trzeba rozstać się ze wspólnikami z dobrze prosperującego biura finansowego. – Oni chcieli wykorzystywać pracowników czy nie płacić ZUS-u, jeśli w jakiś sposób da się to ominąć. Ja byłem już na innej ścieżce. Aby się rozstać, musiałem więc sprzedać swoje udziały. Pozostało tylko pytanie, za ile – opowiada. Sam nie umiał znaleźć na nie odpowiedzi, więc... zapytał Boga. W sercu pan Marek usłyszał podczas modlitwy... konkretną kwotę oraz słowa: „Jeśli Mi ufasz, spróbuj”. Spróbował i udało się, choć nie za pierwszym razem.
– Wtedy na dobre przyjąłem zasady Bożej ekonomii, na czele z dziesięciną, i nie mam wątpliwości, że radosnego dawcę Pan Bóg miłuje. Nie mam przecież niczego, czego On by mi nie dał. Nie mogę więc oszczędzać na wspieraniu Kościoła – zapewnia.
Uczę się wiary na nowo
Żeby jednak nie było w życiu zbyt różowo, duchowa przemiana zderzyła się w czasie z ciężką chorobą żony. Diagnoza była powalająca – nowotwór, z którym (teoretycznie) nie da się nic zrobić. – Na próby leczenia wydawaliśmy wtedy bardzo dużo, a ja dziwiłem się, że pieniędzy nie tylko nie brakuje, ale jeszcze spłacamy kredyt – opowiada M. Wcisło. Założył małe biuro rachunkowe w Nowej Hucie. Obecnie zatrudnia w nim 10 osób. Jego nową siedzibę prawie dostał, a firma tak się rozwinęła, że powstało i drugie biuro, w Myślenicach. Pracuje w nim 14 osób.
– Działam przejrzyście na każdym polu, a Bogu i państwu oddaję wszystko, co należy. Firmę zawierzyłem też Matce Bożej – podkreśla pan Marek i dodaje, że w czasie choroby żony doświadczył wiele dobra ze strony wspólnoty Kościoła – zarówno od wielu księży, także wcześniej nieznanych, jak i od ogromnej liczby ludzi, którzy szturmowali niebo. Modlitwa dała owoce – rak cofnął się w końcu na tyle, że lekarze podjęli się operacji, a po dwóch latach powiedzieli, że jest regres. Jak to się stało, nie wiedzieli. Nie mieli również pojęcia, dlaczego po pewnym czasie choroba wróciła, i to ze zdwojoną siłą. – Żona tego nie kryła i – co ciekawe – nie szukała u ludzi wsparcia, ale im je dawała. Dużo osób obserwowało, jak stara się korzystać z życia i daje innym siłę.
Naszym udziałem stało się też wiele małych-wielkich cudów. Pewnie mógłbym teraz pytać, czemu wszystko skończyło się tak, a nie inaczej i czemu nasze dzieci nie mają już mamy, ale odpowiedź jest jedna: „Moje drogi nie są waszymi drogami” – mówi M. Wcisło. Przekonuje też, że nie pogniewał się na Boga, choć zaraz po śmierci żony miał krótki czas „stygnięcia”. Próbuje jednak uczyć się wiary na nowo. – Swojej wiary, jeszcze bardziej dojrzałej, bo do niedawna wiara była nasza, wspólna – mówi, a kurs finansowy „Crown” poleca każdemu, kto chce poprawić relacje z Bogiem. Bo dopóki człowiek uważa, że to, jak wydaje pieniądze, jest tylko i wyłącznie jego sprawą, ma problem.
– Jezusowi nie chodzi o tabelki, które nauczyłem się robić na kursie, ale o wierność w każdej sferze życia. Pięć lat temu miałem wielkie kłopoty. Zniknęły bez śladu, a dla mnie największą radością nie jest to, że mam duże obroty w firmie, ale to, że mogę dać ludziom stabilną pracę. Wiem też, że jeśli Bóg będzie chciał dać mi zarobić, to da, a ja nie muszę kombinować – tłumaczy M. Wcisło.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |