Beatyfikacja amerykańskiego biskupa została odwołana. Ale cud się wydarzył. Specjalnie dla GN mówi Bonnie L. Engstrom, matka chłopca, który żyje za jego wstawiennictwem.
Franciszek Kucharczak: Państwa trzecie dziecko ma dziś 9 lat. Na zdjęciach widać zdrowego, uśmiechniętego chłopca. Nieźle jak na kogoś, kto urodził się… martwy.
Bonnie L. Engstrom: Tak, James urodził się martwy. Dzisiaj to normalny, zdrowy chłopiec. I Bogu niech będą dzięki.
Co się właściwie stało 16 września 2010 roku?
To był dzień, na który czekaliśmy dziewięć miesięcy. Tego dnia urodził się nasz syn James. Podobnie jak dwoje naszych dzieci, które urodziły się wcześniej, James miał przyjść na świat w domu. Wszystko przebiegało właściwie, dopóki nie okazało się, że na pępowinie powstał węzeł, który napiął się podczas porodu i odciął dopływ tlenu. Nie wiedzieliśmy o tym, badania nie wykazywały niczego niepokojącego. Kiedy James przyszedł na świat, nie mógł się poruszać ani oddychać. Nie miał też pulsu. Z trudem to do mnie docierało, ale czułam, że właśnie wydarzyło się najgorsze: James urodził się martwy.
Zero punktów w skali APGAR, godzinna reanimacja bez skutku – czy to mogło się skończyć inaczej niż stwierdzeniem zgonu?
Nie, w moim ludzkim rozumieniu to niemożliwe, by człowiek w takiej sytuacji przeżył. Ale przez długi czas nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli. Byłam w szoku. Powtarzałam tylko: Fulton Sheen, Fulton Sheen, Fulton Sheen. To jedyne, o czym wtedy myślałam. Robiłam to wbrew wszystkiemu i wszystkim. Nasza położna, lekarze, pielęgniarki walczyli o życie Jamesa. Robili, co mogli, by jego serce zaczęło bić. Ale nie przynosiło to efektu. Walczyli przez ponad godzinę i już mieli zaprzestać działań, poinformować o śmierci Jamesa, kiedy serce mojego synka zaczęło bić.
Miała Pani przeczucie, że dzieje się coś niezwykłego?
Nie. Byłam w kompletnym szoku. Nie jestem nawet w stanie przypomnieć sobie, co działo się w mojej głowie. Ta myśl, że James nie żyje, pojawiła się, ale nie mogłam pojąć, co to oznacza. Nie chciałam w ogóle tego do siebie dopuścić.
Dziś wiemy, że mamy do czynienia z cudem dokonanym za wstawiennictwem abp. Fultona Sheena. Na jego cześć nazwaliście chłopca James Fulton. Otrzymał to imię daleko przed porodem, zanim jeszcze mogliście przypuszczać, że będą problemy. Mieliście z nim jakąś szczególną relację?
Razem z mężem zbudowaliśmy z abp. Sheenem coś, co możemy nazwać więzią. Ta relacja zaczęła się właśnie wtedy, gdy byłam w ciąży z Jamesem. Oglądałam programy słynnego telewizyjnego show abp. Sheena „Live is Worth Living” i – muszę przyznać – arcybiskup porwał mnie i męża. Dlatego zdecydowaliśmy, że nasz syn otrzyma na chrzcie imię Fulton. Od początku też prosiliśmy sługę Bożego o to, by opiekował się naszym dzieckiem.
Skąd przekonanie, że to właśnie abp Sheen wyprosił dla Waszego synka życie i zdrowie?
Trudno to wytłumaczyć w „namacalny” sposób, za pomocą twardych dowodów. Kiedy James był martwy i trwała jego reanimacja, ja i mąż cały czas modliliśmy się do Fultona Sheena. Wzywałam jego imienia – jak wspomniałam; chyba przez 61 minut, czyli do momentu, gdy lekarze stwierdzili, że James jednak żyje. Gdy najgorsze minęło, razem z mężem czuliśmy po prostu, że abp Sheen był obecny przy nas.
Rozumiem, że dla personelu medycznego ta historia była tak samo zdumiewająca jak dla Was – a może nawet bardziej?
Chyba bardziej. Dla lekarzy to, co stało się z Jamesem, musiało zakończyć się jego śmiercią. Albo przynajmniej spustoszeniem w jego organizmie. Jego serce nie biło przez ponad godzinę. Lekarze byli przekonani, że mózg został trwale uszkodzony. To, że James przeżył, było niesamowite. Ale to, że dzisiaj jest całkowicie zdrowym chłopcem – to wielki cud!
Można chyba powiedzieć, że ten cud trwał w czasie, bo nie ograniczył się do uruchomienia serca, ale wiązał się z podjęciem funkcji przez wiele organów, które nie powinny były działać.
Dokładnie, przez 61 minut, a potem przez kolejne dni, tygodnie i miesiące modliliśmy się, by James wrócił do normalnego życia.
Ile czasu minęło od urodzenia do momentu, kiedy można było powiedzieć: „James Fulton jest w pełni zdrowy”?
Kiedy James miał 3 miesiące, badania wykazały, że jego mózg jest zdrowy. To było szalenie ważne. Właściwie od tego momentu każdego dnia otrzymywaliśmy informacje dotyczące coraz lepszej kondycji naszego syna. James normalnie rósł i rozwijał się, uczył się jeździć na rowerze, zaczynał czytać… wszystko szło w dobrym kierunku. Dzisiaj ten dziewięciolatek to normalny, zdrowy chłopiec.
Co wtedy zrobiliście? Zawiadomiliście władze kościelne?
Jak tylko dowiedzieliśmy się, że mózg Jamesa jest zdrowy, skontaktowaliśmy się z Fundacją Sheena i diecezją w Peoria, w stanie Illinois. To były instytucje, które zajmowały się procesem beatyfikacyjnym arcybiskupa. Wiedzieliśmy, że nasz syn, który nie wykazywał funkcji życiowych przez ponad godzinę, nie tylko cudem przeżył, ale być może jeszcze większym cudem jest to, że rozwija się zupełnie normalnie. Jak gdyby nic złego nie wydarzyło się w jego życiu.
Rozumiem, że dokładnie wszystko sprawdzali, pytali… Jak to wyglądało?
To była skomplikowana procedura. Został powołany rodzaj trybunału, który miał zająć się zbadaniem tego, co stało się z Jamesem. Prowadzono właściwie całe dochodzenie w sprawie cudu. Przesłuchiwano wielu świadków, przeglądano i szczegółowo analizowano dokumentację medyczną. Wysłano też specjalną grupę lekarzy, która raz jeszcze szczegółowo przebadała Jamesa.
Watykańska komisja zatwierdziła cud w marcu 2014 r., a potem przez dłuższy czas nic się nie działo. Aż do tego roku, gdy papież uzdrowienie Waszego syna uznał za cud beatyfikacyjny. A zatem sprawa rozstrzygnięta.
Chwała Panu! Wiemy już, że arcybiskup zostanie beatyfikowany 21 grudnia. I to jest wspaniała, dla nas osobiście wręcz ekscytująca, wiadomość.
Można powiedzieć, że macie w domu chodzący cud. Niewielu ma podobne doświadczenie. Czy ma to wpływ na Wasze codzienne życie?
I tak, i nie. James żyje. Gdyby wtedy nie udało się uratować mu życia, gdyby jego narządy zostały trwale uszkodzone… nie wiem, jak dzisiaj wyglądałoby nasze życie. Z pewnością byłaby w nim wielka pustka i smutek. Zamiast tego jednak mamy Jamesa! Mamy jego cudowny uśmiech i wspaniały, żywy charakter. Dzięki Bogu! Ale też, mimo naszej wielkiej radości, nie chcemy go traktować jako kogoś specjalnego. On jest częścią naszej rodziny. Kocham Jamesa, ale kocham tak samo wszystkie moje dzieci. Każde z naszych dzieci to wielki dar od Boga.
Teksty, które zostawił po sobie abp Fulton Sheen, od dawna przynoszą światło wielu ludziom. Czy jest jakieś jego przesłanie, które przemawia szczególnie do Pani?
Jego nauczanie dotyczące Eucharystii i Matki Bożej ma dla mnie szczególne znaczenie. Ale chyba największe wrażenie zrobiła na mnie książka „Pierwsza miłość świata”, która – jak się dowiedziałam – ukazała się nie tak dawno w Polsce. Opisane tam role św. Józefa i jego wpływ na Świętą Rodzinę dokonały małego przewrotu w moim sercu, jeśli chodzi o moje nabożeństwo do Rodziny, w której wychował się Pan Jezus. Ta książka nie tylko wspaniale opisuje rolę Matki Bożej w historii zbawienia, ale też właśnie misję św. Józefa. To tekst przejmujący do głębi.•
Więcej o tej niezwykłej historii dowiesz się z książki wydawnictwa Esprit pt. „61 minut do cudu”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.