Niewiniątka, podobnie jak dzieci zabite przez Heroda przed pierwszym przyjściem Pana Jezusa, teraz giną masowo na całym świecie przed Jego ponownym przyjściem – opowiada reżyser „Syndromu” Lech Dokowicz.
Marcin Jakimowicz: „Egzorcyzmy Anneliese Michel”, „Duch”, teraz „Syndrom”. Wszystkie Twoje filmy to obrazy „na śmierć i życie”. Dlaczego Leszek Dokowicz nie kręci komedii?
Lech Dokowicz: – Bo są inni, którzy potrafią to zrobić lepiej… A poważnie: w pewnym momencie mego życia Pan Bóg dotknął mnie tak mocno, że od tej chwili zdaję sobie świetnie sprawę, ilu ludzi na świecie cierpi, nie znając Jego miłości. Dlatego ten krótki czas, który mam na ziemi, staram się wykorzystać najlepiej, jak potrafię, tworząc obrazy pokazujące, że Bóg działa dzisiaj bardzo realnie. A że te obrazy nie są sielskie-anielskie? Ewangelia jest radykalna. To nasza letniość powoduje jej rozmiękczenie i to, że nie dociera ona do innych.
Przed siedmioma laty pojechałeś z Grzegorzem Górnym do Wiednia. Trafiliście do kliniki aborcyjnej przy Taborstrasse. To nie była zwykła wizyta.
– Nie. Pracowaliśmy nad filmem „Cywilizacja aborcji”. Podczas zdjęć w Wiedniu przeżyliśmy pewne doświadczenie duchowe, które nami wstrząsnęło. Był 1 czerwca – Dzień Dziecka, przez obrońców życia świętowany wraz z matkami, które zdecydowały się ocalić swe dzieci. Mnóstwo radości, potężne torty, fajerwerki. Ponieważ przyjechało wielu ludzi, nie było dla nas innej możliwości niż nocowanie w klinice. Do niedawna prowadziło ją małżeństwo aborterów, które przechodząc na emeryturę, zdecydowało się sprzedać klinikę innym osobom wykonującym aborcje. Gdy do niej przyjechaliśmy, była ona w rękach Centrum Obrony Życia, które kilka tygodni wcześniej wykupiło budynek dzięki pomocy przyjaciół. Klinikę od razu zamknięto. Codziennie wieczorem po wyczerpującym dniu pracy modliliśmy się, dziękując za niesamowite zdarzenia, które mogliśmy zarejestrować. Jednego wieczora poczuliśmy przynaglenie, by pójść do pokoju, gdzie stał fotel ginekologiczny, na którym zginęło ponad 60 tys. dzieci. Modliliśmy się Koronką do Bożego Miłosierdzia. Zaczęły nam wówczas przychodzić pewne słowa, obrazy które, jak się później okazało, pasowały do siebie, tworząc pewną całość. To było duchowe doświadczenie, w czasie którego poczuliśmy niemal na własnej skórze, jak wielką raną na duszy świata jest grzech aborcji. To było doświadczenie potężnej walki duchowej o zbawienie milionów ludzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |