In vitro? Dziękuję, NIE.

Minął rok naszego szczęśliwego małżeństwa, kiedy zaczęliśmy się niepokoić faktem, że nie mogę zajść w ciążę. Wizyty u lekarzy, poznawanie naturalnych metod planowania, podejmowanie prób poczęcia.

Wyszłam z gabinetu, niedaleko była kaplica szpitalna. Weszłam, nikogo nie było. Modliłam się przez łzy, za kobiety, które tak jak ja pragną dziecka. Nie zdawałam sobie sprawy, z tego, że ci, którzy namawiają do sztucznego zapłodnienia, muszą przecież sami szukać dla siebie usprawiedliwienia, by zagłuszyć własne sumienie. Im więcej uszczęśliwionych matek, tym bardziej zagłuszone sumienie.

Minęło już 13 lat naszego małżeństwa. Mamy dwoje wspaniałych adoptowanych synów w wieku 7 i 6 lat. Chciałabym jeszcze córeczkę, chciałabym urodzić i moje pragnienie wcale nie wygasa. Pojawiło się jednak coś jeszcze, coś silniejszego, coś co czasem samą mnie przerasta. To poczucie, że Bóg jest we mnie, że mnie kocha. Dodatkowo świadomość wszystkich konsekwencji tego faktu, bezgranicznego zaufania, chęci wykonywania wszystkiego, czego ode mnie zażąda, ogromna tęsknota za Bogiem, który do mnie przemawia oraz poczucie własnej słabości.

Wydawałoby się, że im większą w sobie miłość do Boga rozbudzam, tym więcej własnych ułomności dostrzegam. Brak odwagi, złe nawyki, brak cierpliwości, odkładanie modlitwy. Tylko Eucharystia jest moim ratunkiem i spotkaniem z Tym który jest dla mnie. Spotkaniem tak niezwykłym, choć często w rozproszeniu, roztargnieniu. Najbardziej lubię Eucharystie w dni powszednie, gdy mało ludzi. Zabieram jak najczęściej ze sobą dzieci, by nie umknęły im łaski płynące od Żywego Boga. Cieszę się, że już w ich sercach rozbudziło się pragnienie przyjęcia Komunii Świętej.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg