Minął rok naszego szczęśliwego małżeństwa, kiedy zaczęliśmy się niepokoić faktem, że nie mogę zajść w ciążę. Wizyty u lekarzy, poznawanie naturalnych metod planowania, podejmowanie prób poczęcia.
Każda miesiączka, która pojawiała się, stanowiła dla mnie ogromne rozczarowanie. Im bardziej się opóźniała, tym większa wściekłość opanowywała mnie, że znowu się nie udało, gdy się pojawiła. Były miesiące, w których już przed terminem menstruacji robiłam testy ciążowe, gdyż byłam pewna, że z pewnością teraz jestem w ciąży. Rósł mi brzuch, piersi nabrzmiewały, nawet miałam wymioty. Wydawało się wielokrotnie, że to już, że na pewno. I znowu nic…
Tymczasem u brata rodziły się bliźnięta, szwagierka już z kolejnym w ciąży, kuzynka próbuje jak najdłużej utrzymać tajemnicę przed rodziną, że spodziewa się dziecka. A ja… Ksiądz na kazaniu opowiada historię kobiety, która zamówiła dziewięć Mszy Św. w intencji uzdrowienia swojej córki z niepłodności – po dziewiątej, odprawianej co miesiąc Eucharystii dziewczyna zachodzi w ciążę. Pomyślałam: Jest nadzieja. Poszłam jej krokami. Minęło kolejne dziewięć miesięcy i nic. Czyżbym nie była godna? Czy za mała jest moja wiara? Dlaczego Bóg mnie nie wysłuchuje?! Sąsiadka, niespodziewanie będzie mieć córeczkę. Bunt, żal, rozczarowanie. Przecież jestem zdrowa, cykle prawidłowe, u męża tylko wysoki poziom prolaktyny, który niszczy plemniki. Kuracja bromem przynosi skutki uboczne i zero efektu.
Jestem najlepszą kandydatką na udany zabieg zapłodnienia in vitro. Mam najwyższe szanse na sukces w pierwszej próbie. Z kilku stron podpowiedzi, że to największe osiągnięcie medycyny, że powinniśmy spróbować. Nie chcę tego. Nie mogę mieć dziecka kosztem zabicia innych moich dzieci. Nie chcę być zapładniana, przez jakiegokolwiek innego człowieka, niż mój mąż. Nie chcę, by moje dziecko poczęło się w gabinecie lekarskim, gdzie traktowana jestem jak zwykły pacjent, interesant.
Przypadkowo poszłam wykonać dodatkowe badania ginekologiczne. Lekarz pyta się, po co mi one. Odpowiadam zdawkowo, że mamy problem z poczęciem dziecka, nie wdając się dalej w dyskusję. Wykonał usg – wynik prawidłowy. Bez wnikania w problem od razu proponuje swojego kolegę, który wszystkim się zajmie, sprawi, że będę mieć dziecko. Podziękowałam.
- Ale dlaczego?
-Ze względów etycznych – nie chcę wdawać się z nim w dyskusje.
Ale tu dopiero zaczął swój wywód. Przecież to takie cudowne. Jak chcę, mogą zapłodnić mi tylko jedną komórkę jajową. Dzięki temu będę mieć dziecko.
Zdałam sobie sprawę, że kobieta, która tak jak ja, pragnie urodzić dziecko, sama nie ma szans odeprzeć argumentów, przygotowanych przez pseudo lekarzy, specjalistów od etyki. Przecież powinnam spodziewać się od niego pomocy. Może wie, jak najlepiej leczyć wysoki poziom prolaktyny u mężczyzn, jakie są przyczyny, jakie jeszcze badania wykonać. A tu nic. Tylko dobry kolega, który mną się zajmie. Ciekawe, jaką prowizję otrzymują ci naganiacze?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |