Małych świętych obcowanie

Nie wiemy, jak towarzyszyć, jak o tym mówić. Uciekamy subtelnie lub na oślep. Ludzka reakcja na dziecięcą śmierć. A dzieci jej się nie boją.

O rodzicielskiej drodze

W książce ks. Pawła będzie też rozdział o rodzicach. O łzach, niedowierzaniu, rozpaczy. O braku nadziei przeplatającym się z żarliwą modlitwą o cud. Ks. Paweł widział rodziców buntowników, co wykrzyczeli Panu Bogu, co to On właściwie wyprawia! Widział i takich, co krzyczeli, że gdyby istniał, nie byłoby dziecięcej onkologii. Dobrze, że krzyczeli. Czasem ci, co nie krzyczą, co tak bardzo wierzą, że boją się buntować, mają trudniej. Bo bunt to element przeżywania żałoby. Jest ważny. Ks. Paweł widział też rodziców, którzy stojąc przy łóżku dziecka, od rana do nocy zagrzewali do „walki”. „Ty walcz! Dla nas! Ty się nie poddawaj!”. Tak było z Marzeną, 13-latką. Rodzice „walczyli” z nią i za nią nawet wtedy, gdy trwała agonia. Płytki oddech, przytomna, nieprzytomna. Odchodziła, a mama nad jej łóżkiem krzyczała: „nie wolno ci!”. Marzena więc wracała i nadal „walczyła”: parametry nadludzkim wysiłkiem wyrównywały się. I tak cztery razy. W końcu, po rozmowach z lekarzami, mama pozwoliła jej odejść. Dziewczynka, umęczona poczwórnie, umarła.

Karolina, 14-letnia jedynaczka, której rodzice zawsze dawali wszystko, a nie mogli dać zdrowia, kiedyś zrobiła ks. Pawłowi prezent: taką śmieszną szpitalną rybkę z wenflonów. „Powiedz im, że gdy będę umierała, nie chcę respiratora” – poprosiła. Domyślała się. Gdy była już nieprzytomna, tata cały czas szeptał: „Nie rób nam tego, nie zostawiaj nas”! Więc ks. Paweł musiał w końcu zapytać: „Jesteście w stanie wypełnić ostatnią wolę córki”? Ojciec miotał się, wchodził na salę, wracał, wchodził. „Jeśli chcesz, możesz odejść” – powiedział w końcu. Karolina czekała na te słowa. Umarła kilka minut potem.

O umieraniu w swoim pokoju

Gdy trzeba zakończyć leczenie, rodzice czasem boją się jechać do domu. Proszą kapelana: „Bądź z nami. Boimy, się. Nie wiemy, co możemy robić”. A w domu można wszystko. We własnym łóżku, wśród misiów i klocków. Gdy trzeba, po krótkim telefonie, przyjedzie lekarz, pielęgniarka jest codziennie. Gdy jest lepiej – można pograć na komputerze, powygłupiać się, a gdy gorzej – przytulić się do mamy. A gdy przyjdzie moment najważniejszy w życiu, można dziecko wziąć na ręce. Na pożegnanie zaśpiewać kołysankę. I razem się uciszyć... Potem zapala się gromnicę, płacze i modli, jak długo potrzeba. W domu można też samodzielnie zaopiekować się dzieckiem. Ostatni raz umyć, tak jak się myło od niemowlaka. I ubrać – tak jak się dziecko ubierało. Jeśli Kasia uwielbiała suknię wróżkowo-różową, to trzeba ubrać ją w koronki i założyć koronę małej królewnie. A potem wziąć znów na ręce i opłakać. Taka pieta. Rodzice wkładają do trumny misie, książki, ukochane dziecięce skarby. Domykają pożegnanie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg