Rzucasz kostką – i lecisz z papieżem do Australii. Klikasz myszką – i już jesteś w świecie pierwszych apostołów. Producenci gier coraz odważniej sięgają po tematy związane z chrześcijaństwem.
W pracowni w podkrakowskiej Olszanicy realizują kolejne pomysły. Są wśród nich gry o misjach i św. Franciszku, ale jest też pomysł na odkrywanie Wawelu i strategiczna „Bitwa pod Grunwaldem”. Hitem może okazać się nowa gra „Dookoła świata z Janem Pawłem II”. A wszystko w ładnej, plastycznej oprawie, za którą stoi sam Kołodziejski – z zawodu malarz. Zwracają uwagę kunsztownie wykonane drewniane pionki, specjalne koła losujące, które zastępują tradycyjną kostkę, czy żetony i karty zbierane przez graczy. Wszystkie te gadżety sprawiają, że gra staje się także pięknym przedmiotem, dającym zmysłową przyjemność, której komputerowa grafika dostarczyć nie może.
Małgorzata i Marek Oczkowscy, którzy wraz z Pawłem Kołodziejskim tworzą firmę z „Boćkiem” w logo, zwracają uwagę na jeszcze jedną poważną zaletę planszówek: można w nie grać całą rodziną: – Zwykle w niedzielne popołudnie zasiadamy do stołu i rozkładamy plansze. To okazja, żeby pobyć razem, porozmawiać – twierdzą. Sam Kołodziejski wyznaje, że na pomysł założenia firmy wpadł podczas rekolekcji, na których co roku z żoną animują zajęcia ewangelizacyjne dla około 70 dzieci. Teraz sam wymyśla gry jedna za drugą. – Bywa, że rzucimy jakiś temat, a Paweł zapala się i na drugi dzień przychodzi z gotowym projektem – opowiada Małgorzata Oczkowska.
Grasz w Hołownię?
Twórcy ewangelizacyjnych gier przyznają, że wiele rzeczy można jeszcze w nich poprawić, zmodyfikować. I że nie jest łatwo zachować złoty środek między dynamiczną akcją a wielością informacji, które chce się przekazać. Z tym problemem musiał się zmierzyć także znany dziennikarz Szymon Hołownia, który dołączył grę planszową do swojej książki „Monopol na zbawienie”. Pionki wędrują w niej do nieba.
Okazało się to świetnym chwytem marketingowym – książka sprzedała się w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy, choć grę trudno potraktować jako pomysł na miły, towarzyski wieczór. Chodzi w niej przede wszystkim o postawienie ważnych pytań. Bo pytania, czy w niedzielę można iść do supermarketu albo ile dać na Mszę, gdy ksiądz mówi „co łaska”, tylko z pozoru są błahe. W rzeczywistości to, jakiej udzielimy na nie odpowiedzi, sporo mówi o nas i naszym podejściu do chrześcijaństwa.
Żeby jednak dojść do tego, czemu za daną odpowiedź jest mniej lub więcej punktów, trzeba przeczytać kolejne rozdziały. A na to nie ma czasu na przykład na studenckiej imprezie. – Fakt, słyszałem, jak studenci umawiali się, żeby „grać w Hołownię” – śmieje się dziennikarz. – Ale dla mnie optymalny pomysł na lekturę tej książki jest taki, żeby każdego dnia raz rzucić kostką i przeczytać jeden rozdział.
W tym przypadku gra jest więc tylko dodatkiem do książki, w nieszablonowy, czasem prowokacyjny sposób mówiącej o sprawach wiary. Trzeba jednak przyznać, że jest to dodatek wykonany bardzo starannie. Dopracowana szata graficzna, gustowne pudełko, karty do losowania – wszystko to sprawia, że chce się wziąć ten produkt do rąk i… zagrać. Z czasem, ciekawi odpowiedzi, sięgamy coraz głębiej do książki. – Udało mi się uzyskać efekt zaskoczenia – cieszy się Szymon Hołownia. Ludzie mówią: „O kurczę, gra o wierze!” i zaczynają się temu przyglądać. Wtedy jest szansa, że zrodzi się dyskusja o tym, co najważniejsze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |