O małżeństwie, pracy dziennikarza w Watykanie i najlepszej włoskiej oliwie opowiadają Urszula i Witold Rzepczakowie.
Twoja praca korespondenta telewizyjnego to nie tylko Rzym, ale także w dużej mierze Watykan. To zamknięty świat, do którego niełatwo przeniknąć i relacjonować co się dzieje za Spiżową Bramą. Tam na każde wejście z kamerą trzeba mieć specjalne pozwolenie…
U.R.: Dziś mamy już przetarte szlaki, znamy wielu watykańskich urzędników. Pamiętam nasze pierwsze kroki. To był inny świat. Na pewno bardziej skostniały z milionem zasad, do których jeśli dziennikarz się nie dostosuje, to musi liczyć się z odebraniem akredytacji. Ekipom telewizyjnym bardzo trudno jest pracować wewnątrz Watykanu, bo zezwolenie na realizacje zdjęć jest bardzo konkretne. Jeśli jest zgoda na sfilmowanie np. grobu Jana Pawła II, to można filmować tylko ten grób i kaplicę ale już nie resztę bazyliki. Na Placu św. Piotra nie wolno przeprowadzać wywiadów ad hoc. Ba świadomość tych zakazów czasem ciąży, bo przyjezdny dziennikarz, jak złamie zasady, to najwyżej dostanie pouczenie, akredytowany na stałe ryzykuje utratą zgód na filmowanie w przyszłości. Kontakty, wiedzę zdobywa się stopniowo, jak w każdym innym, tak zamkniętym środowisku. 15 lat temu zupełnie inaczej patrzyliśmy na Watykan, na to centrum, serce Kościoła katolickiego. Z czasem, dość szybko zdaliśmy sobie sprawę, że to także państwo, biurokracja, kariery urzędnicze. Z drugiej strony być tutaj, to posiadać ciągły dostęp do dokumentów papieskich. Tu jest się na bieżąco z przesłaniami papieża, z reakcjami wiernych. To dodaje wielowymiarowości, zarówno obserwacji dziennikarskiej, jak i z punktu widzenia osoby wierzącej. Zawodowo najwięcej satysfakcji dostarczały nam pierwsze lata pracy w Rzymie, kiedy dokumentowaliśmy jeszcze pontyfikat Jana Pawła II – szczerymi, pewnymi emocji opowieściami nagranymi z wieloma współpracownikami papieża, Watykan przed nami się otwierał. Dziś już wielu z tych ludzi nie żyje. Ale nam pozostały bogate archiwa, które kiedyś pewnie wykorzystamy do jakiejś książkowej opowieści.
Czy praca dziennikarska za Franciszka jest inna niż za poprzednich papieży?
U.R.: Był taki jeden mądry watykanista, który powtarzał, że życie Kościoła jest jak skurcz i rozkurcz serca. I dużo w tym prawdy, jak przyjrzymy się ostatnim trzem pontyfikatom. Jan Paweł II tworzył prawdziwą komunikacje społeczną w Watykanie, tworzył świetnie zorganizowane Biuro Prasowe, wykształciło się przy nim całe pokolenie doskonałych watykanistów. Wspaniali ludzie - i wcale nie wszyscy wierzący. Wszyscy jednak z wielką wiedzą i szacunkiem dla tematyki, o której opowiadali światu. Przekaz Benedykta XVI – trudniejszy - wymagał wytłumaczenia, uproszczenia. A tego dokonywali właśnie ci „starzy watykaniści”, autorytety, których nazwiska były znane na całym świecie. Powoli zaczęli odchodzić na emerytury, umierali.
W.R.: Z nadejściem obecnego pontyfikatu, zmienił się system pracy - jest dużo swobodniej, na wiele można sobie dziś pozwolić, ale i watykaniści przestali być dziennikarska elitą. Dziś o Watykanie, o papieżu może pisać każdy dziennikarz, jednego dnia informujący o dziurach w jezdni, innego o zagadnieniach poruszanych w papieskiej encyklice. A i tematyka się zawęziła – przewija się wciąż kilka tematów, dziennikarze nie informują o sprawach trudnych ale o tych, na które jest zapotrzebowanie społeczne. Można czasem odnieść wrażenie, że informacje o papieżu, Watykanie, o wierze sprowadzają się do skandali, że nie ma już miejsca na duchowość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |