– Powiedziałam: „Panie Boże, nie wiem, czy tego chcesz, ale ja ci mówię: tak. Nie wiem, czy się z tego coś urodzi, ale Ty mnie poprowadź”. No i poprowadził mnie do Peru!
Peruwiańskie miasto Piura nad Oceanem Spokojnym ma 900 tys. mieszkańców. Wielu z nich to wegetujący w slumsach nędzarze. Ich zbudowane z dykty albo trzcinowej plecionki domy mają w środku przeważnie tylko jedno pomieszczenie. – Nie ma tam żadnej intymności. I nie ma stabilności rodziny, bo ludzie najczęściej żyją tam ze sobą bez ślubu – mówi Agnieszka Słowik. – Ojcowie często odchodzą do innych kobiet, co się wiąże z wielkimi dramatami dzieci, które nie mają autorytetu w ojcu – dodaje.
Traktowanie kobiet przez mężczyzn jest tam często skażone przez kulturę maczo. – My się śmiejemy z południowoamerykańskich telenowel, ale one rzeczywiście oddają coś z ich życia. Egzaltację, wyolbrzymione emocje, gwałtowne kłótnie i zdrady – uważa Hania Chmielowska.
Polki i gangsterzy
W tym środowisku energicznie działają świeccy wolontariusze z Polski. Ładne, białe dziewczyny śmiało wchodzą między rzędy bud w slumsach. Wręczają ciemnoskórym rodzicom kolorowe ulotki, zapraszające ich dzieci na zajęcia prowadzone przez nie w salezjańskim oratorium. – Ta praca jest niebezpieczna? – pytamy. – I tak, i nie – ocenia Hanna. – Kiedy tam jesteś, stajesz się częścią świata tych ludzi. Oni wiedzą, że przyjechałeś, żeby im pomóc, i doceniają to. Jakąś rolę odgrywają też ich kompleksy. Uważają za nobilitację, że biała osoba specjalnie dla nich przyjechała – mówi. I pokazuje zdjęcia Freda i Chispity, członków gangu. Hania poznała ich, gdy siedzieli w całej grupie na murku i obserwowali przechodniów, wypatrując ofiar do obrabowania. Tubylcy omijali ich szerokim łukiem.
– Podeszliśmy do nich. Byli zdumieni, że biała osoba chce z nimi gadać. Coraz częściej do nich zagadywaliśmy, żartowaliśmy, przekonywaliśmy, żeby przyszli nauczyć się zawodu w naszej salezjańskiej szkole. I w końcu przyszli – wspomina. Eksperyment był ryzykowny, bo chłopaków bali się i nauczyciele, i dzieci, które w przeszłości były przez nich okradane. Mimo to trzech chłopców z tej grupy zostało w szkole i dobrze się w niej odnalazło. – Nie wiedzieli, że można żyć inaczej. Czasem o nich myślę, zastanawiam się, czy ich przemiana była trwała. Wiem tylko że nie siedzą w więzieniu – mówi Hanna. Agnieszka, a przedtem Hanna zajmowały się w Piura dziećmi i młodzieżą. Dzieci, choć mieszkały 300 metrów od kościoła, najczęściej nigdy nie przychodziły na Msze. Więc wolontariusze wychodzili do nich. W każdą niedzielę o godzinie 15.00 zjawiali się z piłkami na środku slumsów. Agnieszka trenowała kiedyś grę w koszykówkę, więc organizowała dzieciom zawody. Grała z nimi w siatkówkę i piłkę nożną, nawet jeśli upał sięgał 35 stopni Celsjusza. Za bramki służyły im patyki wbite w piach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |