Myśląc o czwartym przykazaniu, powinniśmy uświadamiać sobie, że Bóg ma "upodobanie" w tym, że człowiek czci ojca i matkę. A czy rodzice mogą stawać na drodze posłuszeństwa Bogu?
Czcij ojca swego i matkę swoją, aby ci się dobrze działo i abyś długo żył na ziemi.. Gdy myślę o czwartym przykazaniu, od razu przypomina mi się postać Matki Ewy z Miechowic (Ewa von Tiele Winckler), a właściwie jej wspomnienia zapisane w książce "Matka Ewa".
Młoda wtedy dziewczyna pragnęła poświęcić się całkowicie służbie dla Pana, poprzez służenie najbiedniejszym. Po usilnych naleganiach otrzymała zgodę od ojca na wyjazd do Bielefeld, gdzie znajdowały się zakłady opiekuńcze pastora Bodelschwinga. Życzeniem ojca Ewy było, aby wcześniej odwiedziła swoje rodzeństwo nad Renem.
"I choć bardzo ich kochałam, to pobyt bardzo mi się dłużył, a nawet stawał się nie do zniesienia. Tak bardzo mi przecież było pilno do upragnionego Bielefeld! Wreszcie nie wytrzymałam i na dzień przed urodzinami mojego szwagra, wyjechałam. Było to o jeden dzień wcześniej, niż przewidywał plan ojca." Radosna dziewczyna przybyła do zakładów, nie zdając sobie sprawy, jakie konsekwencje pociągnie za sobą złamanie nakazu ojca. "Byłam wtedy tak szczęśliwa, że po tylu latach wyczekiwania i tłumionych pragnień mogę oddać się całkowicie i bez przeszkód temu, do czego wyrywała się cała moja istota. Nareszcie więc będę mogła pracować, mieć własne poważne obowiązki, być pożyteczną, cieszyć się życiem, które teraz zaczęło przybierać zupełnie inną wartość."
Pełna zapału i radosnego podniecenia, które wynikały z tego, że jej marzenia się spełniają, otrzymała list. "Czytałam go i czytałam, i nie mogłam pojąć jego treści. Ojciec pisał bardzo poważnie. Uważał mój wyjazd tuż przed urodzinami szwagra za niestosowny i obrażający uczucia rodzinne. Żałował, że udzielił mi zezwolenia na pobyt w Bielefeld i że ustąpił wobec moich niestosownych skłonności. Byłam zdruzgotana. Podczas choroby, która teraz nastąpiła, miałam czas przemyśleć całą sprawę. Stopniowo ustępowało moje wzburzenie i uciszyłam się wewnętrznie."
Jaka była decyzja pełnoletniej kobiety, która realizowała nie tylko swoje marzenia, ale także Boże powołanie? Czy ojciec, czy rodzice mogą stawać na drodze posłuszeństwa Bogu? "Napisałam do ojca, że jestem gotowa do zupełnego podporządkowania się jego woli i powrotu do domu. Będę czekać tak długo, aż sam udzieli mi ponownie swojego zezwolenia na wyjazd. Nie mogę bowiem bez jego zezwolenia i błogosławieństwa podejmować drogi, którą uważam za swoje powołanie. Zdaję się całkowicie na jego wolę i czekam na jego decyzję w tej sprawie."
Dla mnie osobiście jest to samo jądro przestrzegania czwartego przykazania. Nie wiem czy sam byłbym gotów przyjąć taką postawę, jaką przyjęła Ewa von Tiele Winckler. Ale jej postawa zawiera w sobie głęboką wiarę. Jeżeli to Bóg powołuje, to On też ma moc doprowadzić do tego, aby powołanie to można było zrealizować. Nie ma takiej siły, która mogłaby przeszkodzić Bogu. To Bóg jest wszechmogący i każda istota musi Mu się podporządkować.
Jeżeli Jego powołanie jest prawdziwe to On też usunie wszystkie przeszkody. Niestety często jest tak, że to my sami usiłujemy usunąć przeszkody, które pojawiają się na naszej drodze. Tymczasem Boże Słowo poucza nas, że powinniśmy polegać na samym Wszechmogącym. Jemu mamy polecać nasze sprawy w modlitwie i czekać na Jego działanie. Od razu dodam, że taka postawa wcale nie zachęca do bierności. Postawa modlitewna nigdy nie jest bierna. Ona uczy tylko ufności w Boże działanie.
Jak zakończyła się historia Matki Ewy? "Odpowiedź nie dała na siebie długo czekać. Ale jaka to była odpowiedź! Była pełna dobroci i miłości ojcowskiej! Potwierdzał ponownie swoje zezwolenie na odbycie mojej praktyki pielęgniarskiej w Bielefeld i połączył je z serdecznym ojcowskim błogosławieństwem. Dopiero teraz byłam świadoma posiadania zupełnej wolności i mogłam z radością i wdzięcznością czerpać z dobra, które stało się moim udziałem przez pobyt w Bielefeld."
Właściwie w tym miejscu mógłbym zakończyć swój tekst na temat przykazania o czczeniu matki i ojca. Można dywagować, jak zachowałby się Pan Tiele Winckler, gdyby jego córka odmówiła kategorycznie powrotu do domu, powołując się na to, że realizuje Bożą wolę. Wiemy jedno, że od tej pory wspierał swoją córkę, jak tylko mógł, co bardzo konkretnie przełożyło się na rozwój dzieła miłosierdzia Matki Ewy. Zainteresowanych odsyłam do lektury książki. Naprawdę warto.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |