Moje życie musiało się załamać, bym zrozumiał, że jestem „bogatym młodzieńcem”. Myślałem, że wspiąłem się na wyżyny świętości, a naprawdę tkwiłem na samym dnie pychy.
“Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?” – pyta Jezusa bogaty młodzieniec. W tym pytaniu kryje się przekonanie młodzieńca o własnej doskonałości. Tak jakby liczył na odpowiedź w stylu: Niczego ci nie brakuje, bramy nieba są dla ciebie otwarte! Myśląc, że wspiął się na wyżyny świętości, w rzeczywistości tkwił na samym dnie pychy.
Załamanie
Moje życie musiało się załamać, bym zrozumiał, że jestem „bogatym młodzieńcem”. Moja kariera rodzinna i zawodowa miała być wzorem do naśladowania. Przynajmniej tak mi się wydawało. Kto zna moją historię, wie, że i jedno, i drugie legło w gruzach. To pytanie prześladowało mnie dzień i noc: Dlaczego???? Dlaczego tak „dobremu” człowiekowi jak ja przytrafiają się takie złe rzeczy? Tyle energii, poświęcenia i dobrej woli włożone w zbudowanie udanej przyszłości poszło na marne. Dlaczego? Ano dlatego, bym zrozumiał, że wcale nie jestem dobry. Bym dostrzegł swoją żałość, kiedy stojąc przed Panem, jak ten młodzieniec wyliczam swoje zasługi: nie piję, nie palę itd. Bym pojął wreszcie, że zniewolony własną dobrocią szukam swojej chwały i że Bóg jest dla mnie jedynie piękną etykietą.
A On czasami działa bardzo gwałtownie. Zwłaszcza wówczas gdy wie, że jedynym sposobem, by uratować człowieka, jest wejście w jego życie jak huragan, jak ognisty miecz, jak potop. Słowo mówi, że “jeśli twoja ręka jest ci powodem do grzechu – odetnij ją”. Lepiej jest bowiem kalekim wejść do nieba niż pełnosprawnym na wieczne potępienie.
To, co się stało, czyni mnie kaleką już na całe życie. Ale ufam, że okaleczyła mnie Opatrzność Boża. Ufam, że musiało tak się stać, bym został uratowany. I wcale nie twierdzę, że już nie jestem „bogatym młodzieńcem”! Jestem nim wciąż, tyle że dzisiaj mam w sobie więcej determinacji w pozbywaniu się moich „posiadłości” – uzależnienia od opninii innych, kompleksów, zazdrości, lęku, konformizmu, chciwości, próżności, nieczystości, lenistwa, egocentryzmu.
Wielka uczta
Te wszystkie „posiadłości” przywiązują mnie do ziemi na tyle mocno, że skok ku niebu wcale nie jest taką prostą sprawą. Staram się być realistą. Syn marnotrawny po powrocie do domu ojca nie oczekiwał nie wiadomo czego. Tymczasem ojciec nie tylko przyjął i wybaczył, ale też wyprawił „wielką ucztę”. Naprawdę – Bóg okazał się hojniejszy, niż mogłem to sobie wyobrazić. Jest wokół wielu „starszych braci” – oburzonych i zazdrosnych o to, że Ojciec śmiał dać tak wiele takiemu grzesznikowi jak ja. Ale to Ewangelia powinna tłumaczyć nasze życie, a nie ludzkie gadanie. Bogaty młodzieniec czai się w każdym z nas. Zresztą sam świat to jeden wielki „bogaty młodzieniec” – tolerancyjny, walczący o prawa kobiet, wychowujący nasze dzieci do życia w rodzinie, miłosierny dla schorowanych starców, z troską pochylający się nad różnymi mniejszościami, antyterrorystyczny, postępowy, charytatywny bardziej niż sama Matka Teresa z Kalkuty i bardziej ekologiczny niż święty Franciszek z Asyżu. Czego mi jeszcze brakuje? – pyta świat. A Jezus spogląda z miłością...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |