W słowie „kochać” pobrzmiewa „och” i „ach”, co sugeruje głównie uczuciowe wzloty. Tak rozumiana miłość ma krótki okres gwarancji. Jest jednak sposób na jej przedłużenie – przynajmniej do śmierci.
Statystyki pokazują, że wzrost liczby rozwodów współgra ze spadkiem uczestnictwa w życiu Kościoła. „Dozgonna miłość” bez oparcia w Bogu okazuje się nader często miłością sezonową. Natomiast małżonkowie, którzy zachowują żywą relację z Chrystusem, z reguły pozostają sobie wierni, a ich związki są harmonijne – o tym też mówią statystyki. Mówią o tym również sami małżonkowie.
Monika i Michał Witkowie są małżeństwem od dwunastu lat. On jest astronomem, prowadzi działalność edukacyjną i popularyzatorską. Ona, historyk sztuki, maluje obrazy.
Michał: – Kiedy moja mama zmarła, przeszedłem kryzys, wskutek którego związałem się ze Świadkami Jehowy. Kiedyś w czasie wakacji spotkałem Monikę i opowiedziałem jej o mojej rewolucji życiowo-duchowej. Kiedy usłyszała, że uciekłem do sekty, postanowiła o mnie walczyć. Pamiętam noc, w czasie której prześcigaliśmy się na esemesy z cytatami biblijnymi, żeby wykazać, kto ma rację. Potem kontakt na rok się urwał. W tym czasie miałem wypadek. Zanosiło się na to, że nie będę chodził. Gdy osamotniony leżałem w szpitalu i powtarzałem w duchu: „Boże, czemuś mnie opuścił?”, nastąpił przełom. Zawarłem z Bogiem osobiste przymierze. Odzyskałem władzę w nogach. Zrezygnowałem ze Świadków (a miałem już wyznaczoną datę „chrztu”). Gdy Monika wróciła ze studiów, zadzwoniła do mnie i od tego momentu staliśmy się parą. Potem był ślub, potem urodziła się nasza córka, a potem był kurs Alpha, który spowodował totalne przeobrażenie. Na weekendzie, po adoracji Najświętszego Sakramentu, odbyłem generalną spowiedź. Wyrzuciłem z siebie wszystko, z czym chodziłem przez całe życie i czego sobie nie uświadamiałem. A potem na modlitwie wstawienniczej przyszedł do mnie Pan Jezus. Odtąd zmieniło się moje przeżywanie wiary, zmieniła się modlitwa, przyszły przebaczenie ojcu i ogromny pokój. Wtedy powiedziałem Jezusowi, że pójdę, gdziekolwiek mnie pośle. Monika też mocno to przeżyła i od tego czasu poszła w „prorocze malarstwo”. Kiedy publikuje swoje obrazy, spływają do niej świadectwa o tym, jak Bóg przez nie oddziałuje na ludzi.
Monika: – Gdyby nie relacja z Panem Jezusem, nasze małżeństwo na pewno byłoby o wiele uboższe, kryzysy byłyby głębsze, nie byłoby nam tak łatwo się pogodzić i dojść do porozumienia. Odkąd mamy w życiu Pana Jezusa tak realnie, Michał jest bardziej wyrozumiały dla mnie, a ja dla niego. Kiedy bardziej pokochałam Pana Boga, bardziej pokochałam mojego męża. Mąż, kiedy widzi, że jest mi trudno, potrafi tak mnie podejść i takie słowa wypowiedzieć, jakie moje serce pragnie usłyszeć. On tak cudownie opowiada mi o Panu Bogu, uwielbiam go słuchać. On to maluje słowami, a mnie to tak dotyka, że na tej bazie tworzę obrazy. Moja miłość do Michała rozkwitła chyba na bazie złości, że tak fantastyczny człowiek, tak duchowo głęboki, był w stanie odejść z Kościoła. Ogromnie irytowało mnie to, że on nie rozumie istoty Kościoła, że piękna i zachwytu szuka tam, gdzie nie należy. Taka byłam zła, że powiedziałam: O nie, nie zostawię go tak po prostu. Zaczęłam o niego walczyć… i niepostrzeżenie ta złość zamieniła się w miłość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |