Dramat w Nowym Targu. Młoda kobieta oczekująca dziecka zmarła w szpitalu. Tyle wiemy na sto procent. Wszystko inne to nie tyle medialne doniesienia, ile raczej manipulacja na szeroką skalę, oraz, rzecz jasna, agresywna akcja medialno-polityczna.
Dobra kobiet tu nie ma. Dobra dzieci tym bardziej. A więc dobra społeczeństwa również. Jest za to grubymi nićmi szyta propagandówka zorientowana na zaostrzenie przepisów aborcyjnych. Czego zresztą już wcale nie kryją politycy lewicy. Gorzej, że wykorzystywane są do tego całe środowiska, wiele przerażonych kobiet, umiejętnie manipulowanych i okłamywanych przez tzw. liderki.
Zmasowana akcja protestacyjna w całym kraju zorganizowana pod hasłem „Ani jednej więcej” pokazuje, że po pierwsze, o fakty i prawdę nikomu nie chodzi. A po drugie, że coraz łatwiej zdobyć rząd dusz, bo chwytliwe hasła protestu nie mają wiele wspólnego z logiką. Wiralowo jednak zataczają coraz szersze kręgi. Kobiety, co jest chyba tu najbardziej niepokojące, przyjmują bez głębszej analizy hasła podawane przez skrajne środowiska i roznoszą je dalej, przenoszą jak wirusa braku wiedzy okraszonego emocjami. To wirus niebezpieczny, bo mutujący w zachowania i decyzje, których konsekwencje będziemy wszyscy, jako społeczeństwo, ponosić latami. Brak wiedzy ogromnie łatwo wykorzystać. Strach towarzyszący wszystkim tym protestom, wzmagająca się agresja i frustracja – to budulec przypominający dynamit. O wybuch łatwo, a zapanowanie nad konsekwencjami jest i będzie trudne.
Niestety, jedyne lekarstwo na bezmyślność, brak umiejętności analizy i chęci poznania faktów to wiedza, dystans i rzetelność. Rzetelność nie tyle dziennikarska, ile po prostu ludzka. Ludzka chęć poznawania świata, doświadczania go, przesiewania prawdy i fałszu jest jednak towarem deficytowym. Z młodymi, którzy nie chcą myśleć, a wydaje im się, że mają do spełnienia wielką misję, łatwo zrobić dosłownie wszystko. Również pod przykrywką dobra, społecznego zaangażowania, chęci ratowania kobiet.
Części protestujących rzeczywiście chodzi o poprawę warunków w szpitalach położniczych, o dobrą opiekę nad kobietami w ciąży. A co z pozostałymi? Na ile jest to działanie stricte ideologiczne, na ile ślepe podążanie za liderkami? Trudno określić. Zasadniczo jednak niebezpieczne staje się zjawisko powszechnej histerii wywołanej bliżej nieznanym i nadal niezanalizowanym wydarzeniem.
Gdyby zapytać część protestujących kobiet, co stało się w Nowym Targu, odpowiedź najczęściej byłaby taka: „Odmówiono kobiecie prawa do aborcji, więc zmarła”. Widać to chociażby w dyskusjach internetowych, relacjach medialnych, wywiadach. I mówi się o tym, jakby to był pewnik, potwierdzony śledztwem. A przecież nie wiemy w zasadzie na temat wydarzeń w Nowym Targu nic lub prawie nic.
Niestety, coraz częściej brzmi to tak: „Fakty są takie, jak my je przedstawimy”. Gdyby za jakiś czas okazało się, że doszło w szpitalu do błędu lekarskiego lub że lekarze robili, co w ich mocy, lecz śmierć była nieunikniona, to... tym gorzej dla faktów. Wydaje się bowiem, że nie będzie to już miało większego znaczenia dla „sprawy”. Bo „sprawa” jest jednoznaczna: wykorzystać dramat rodziny dla liberalizacji prawa aborcyjnego w Polsce.
Gdyby zapytać jakąkolwiek działaczkę lewicową i proaborcyjną, czy dozwolone jest w polskim prawie ratowanie matki, gdy ciąża zagraża jej zdrowiu, nie mogłaby odpowiedzieć inaczej niż: „Tak”. Ta bowiem zasada, że przerywa się ciążę, gdy życie matki jest zagrożone, obowiązuje, obowiązywała i będzie obowiązywać. Obowiązywała i w Nowym Targu, chociaż dochodzenie wyjaśni, czy została właściwie zrealizowana.
Kłamstwa i manipulacje polegają jednak na ciągu dalszym. Lewicowe działaczki odpowiadają: „Tak, ale...”. I tu następują opowieści kiepskiej treści, jak to biedni lekarze „boją się państwa PiS”, które to powszechnie skazuje lekarzy za ratowanie życia kobiet. I wobec tego medycy wolą czekać, nie wiadomo na co i jak długo, nawet gdy dziecko w łonie matki nie żyje, niż ją ratować. Więc warto spytać: gdzie są ci lekarze? Gdzie takie sytuacje masowo się dzieją? Gdzie giną kobiety w ciąży, których nie chcą ratować przestraszeni lekarze? Gdzie do tego wszystkiego dochodzi? W przepastnej wyobraźni działaczek i zastraszających tekstach w necie, rzecz jasna.
Nie mają już sensu apele, by nad trumną i dramatem rodziny nie robić ideologicznych wrzasków. To już bowiem się stało – czy rodzina zmarłej sobie tego życzyła, czy nie. Nie ma już sensu powtarzać, że śmiertelność położnic w Polsce jest jedną z najniższych w Europie i na świecie. Podobnie zresztą jak śmiertelność noworodków. Co pokazuje, że nasze szpitale są po prostu dobre, a lekarze profesjonalni. Ale zawsze może zdarzyć się jakiś błąd lub śmierć pacjentki, której nikt nie będzie w stanie zapobiec.
Niepokojące jest, że środowiska lewicowe znów wykorzystują obecną sytuację do ataku na klauzulę sumienia. I wprost żądają jej anulowania, mimo że w sytuacji konieczności ratowania życia matki ona nie obowiązuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |