– Czy kupi mi pani bułkę z serem? – głodne oczy malca uciekają w bok. A ja przypominam sobie, że wczoraj spaliłam spleśniałą kanapkę...
– Wyrzucamy wszystko, nawet towar, który mógłby pójść po obniżonej cenie – mówi Jan Dopierała, sekretarz Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ „Solidarność”, a jednocześnie pracownik hipermarketu Real. Zmarnowane owoce i warzywa można liczyć na setki kilogramów dziennie. Czyli setki, jeśli nie tysiące, ton żywności w skali roku. Jak wygląda taki proces niszczenia? – Produkty wrzucane są do kompaktorów, które sprasowują je, i takie zgniecione wywozi się na wysypiska śmieci – tłumaczy J. Dopierała. Produktów przeznaczonych do zniszczenia pracownikom nie wolno zabierać ze sobą, nawet jeśli zgniecione jabłko czy jogurt, któremu jutro kończy się data ważności, mogłoby w domu zjeść dziecko kasjerki. Wszystkie te towarytraktowane są jako własność firmy, a zabieranie ich – jako kradzież. Absurdalna polityka firm decyduje, że lepiej jedzenie wyrzucić niż zjeść. Dlaczego produkty żywnościowe nie są przeceniane? – By nie przyzwyczajać klienta – wyjaśnia J. Dopierała. – Zamiast kupować towar z półki, ludzie czekaliby na przecenę – dodaje. I choć w głosie związkowca słychać wyraźną ironię, szefowie sieci handlowych traktują te przepisy śmiertelnie poważnie.
Złe nawyki na śmietniki
Wy rzucanie żywności to nie problem jedynie sieci hipermarketów czy dużych restauracji. Do marnowania jedzenia przyznaje się co trzeci Polak. A ilu się nie przyznaje? – Czasem zdarza mi się wyrzucić kupioną żywność, która „leżakuje” w lodówce, a potem jest niezdatna do spożycia – przyznaje Anna, młoda mężatka z Katowic. – Oboje z mężem pracujemy do późna, zwykle jemy na mieście. Po prostu zapominam o szynce czy jogurcie pozostawionym w domu.
Kwestia zmarnowanego chleba, bułek, rogalików to bolączka pań sprzątających szkoły. – W koszach na śmieci, na parapetach, w ubikacjach, nawet w butach w szatni codziennie znajdujemy zapakowane śniadania – opowiada Halina Mrusek, sprzątaczka w jednej ze śląskich szkół. – To są kanapki z szynką, serem, warzywami. Zamiast je zjeść, dzieci objadają się batonami i chipsami ze szkolnego sklepiku. A te ubogie, głodne przychodzą popołudniami do świetlicy i pytają, czy nie zostało pieczywa ze śniadania. - Przykład idzie z góry – uważa Urszula Rusin, która także sprząta szkołę. – Dzieci widzą, jak rodzice marnują jedzenie, i nie mają skrupułów.
Banki Żywności apelują o zmianę złych przyzwyczajeń. Warto robić przemyślane zakupy, bez pośpiechu, niekoniecznie na zapas. Owoce, warzywa można zamrozić, nie obawiając się, że stracą swoje właściwości. A kiedy w lodówce jedzenia jest za dużo, dobrze jest rozejrzeć się wokoło. Znajdzie się niejeden sąsiad czy rodzina wielodzietna wdzięczni za tę nadwyżkę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |