Dołek ekonomiczny dotyka wielu firm. Ale wszystko wskazuje na to, że największy kryzys przedsiębiorca Józef Pisarski ma już za sobą.
Przepaść była ogromna. Na dole lasy układały się w zielony dywan. Przeleciał jastrząb, zawiał wiatr. Ale Józef nie bał się i stał nad przepaścią rozmarzony. Dopiero po latach spełnił swoje marzenie i skoczył, tak, że wiatr szarpał jego policzki, a prędkość spadania liczono w sekundach.
Przepraszam, że żyję
Zawsze byłem nieśmiały, może dlatego, że mój brat był aż zanadto śmiały. Rodzice z powodu jego śmiałości mieli problemy. Chciałem być inny, chciałem być grzeczny, żeby rodzicom nie sprawiać przykrości. Może dlatego stałem się nieśmiały? Nieśmiałość to największa choroba mojego życia, największa zadra. Piszę o niej w moim życiorysie dla wnuków: „Wstydziłem się sam siebie. Przepraszałem, że żyję, zupełnie bez powodu, tak teraz z perspektywy minionych lat to oceniam. Ta nieśmiałość to była, można powiedzieć, patologia mojego dzieciństwa. Trzeba mnie było z tego leczyć u psychologa, ale wtedy takich nie było, albo u psychiatry. W tym czasie do psychiatry to chodzili ludzie chorzy psychicznie. Niestety, nieśmiałość lat dziecinnych trwała nadal w latach młodzieńczych, w liceum, a potem na studiach. Piętno nieśmiałości odbijało się i ciągnęło za mną w lata już dorosłego życia. W szkole zawsze przez tę swoją wadę miałem zaniżone oceny. Nie zgłaszałem się nigdy sam do odpowiedzi, choć umiałem na pytania odpowiedzieć. Zacząłem wtedy stawać się taką życiową ciapą.
Jarzyny i wolność
Przez 35 lat pracowałem w firmie farmaceutycznej, odpowiadałem za dział ekonomiczno -finansowy. Miałem służbowy samochód, dobrą pensję, zawsze byłem kierownikiem, czyli kimś na świeczniku, co z powodu nieśmiałości było dla mnie katorgą. Zwłaszcza w czasach komuny musiałem uczestniczyć w spotkaniach, które gromadziły w sali 250 osób. Odpowiadałem na zarzuty partyjnych działaczy, patrzyłem w podłogę, serce mi kołatało. W życiorysie zapisałem: „Czułem tego dzieciaka w sobie. Byłem na siebie zły. Tyle lat i nadal to cholerstwo we mnie siedzi. Wrażliwość, wstyd i skrępowanie to niby wartościowe cechy, ale to według mnie inwalidztwo. To takie hamulce, jakby w samochodzie został zaciągnięty hamulec ręczny”.
Kiedy do Kutna przyszła restrukturyzacja, musiałem zwalniać po kawałku mój dział, kobiety, które pracowały w firmie po 15–20 lat. Są takie, które do dzisiaj się do mnie nie odzywają, kiedy mijamy się na ulicy. Ale ja nie miałem wpływu na politykę firmy. Robiłem, co mi kazali. Aż i mnie zwolnili. Nagle nie musiałem wstawać z łóżka i śpieszyć się do pracy. Nie musiałem zostawać popołudniami, zabierać pracy do domu. Poznałem, jaką radością mogą być zakupy na rynku. Codziennie chodziłem z koszyczkiem po chleb, pietruszkę, seler. W domu robiłem śniadania, obiady i kolacje dla rodziny. Naprawdę nie było źle. Wreszcie sobie odpocząłem, ale nie jestem z tych, co lubią długie odpoczynki. Ze stanu kury domowej wyciągnęło mnie radio.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |