- Mitem jest stwierdzenie, że gry planszowe to zabawa tylko dla dzieci - mówi Beata Olszewska, współorganizatorka Brzeskiego Festiwalu Gier Planszowych.
Rozrywka dla całej rodziny
W czasie dwudniowego festiwalu przy stolikach w Sali Stropowej brzeskiego ratusza zasiedli dziadkowie z wnukami, licealiści, studenci, a także całe rodziny. – Często jest tak, że dorośli zaczynają poznawać gry planszowe, kiedy szukają ciekawej zabawy dla dzieci. Podsuwają im planszówkę, po czym zaczynają z nimi grać i połykają bakcyla – mówi Agnieszka Szczypka, wolontariuszka w czasie festiwalu. – Dzieci bardzo szybko łapią zasady. Warto jednak dla nich wybierać gry, w których jest element losowości. Wówczas mają bardziej wyrównane szanse w grze z dorosłymi, zwłaszcza gdy ktoś tak jak ja uważa, że nie powinno się dawać forów dzieciom – mówi Agnieszka, zaznaczając: – Mimo że tego nie robię, zabawa zawsze jest świetna.
– Przy grach planszowych uczymy się zdrowej rywalizacji. Nie zawsze się wygrywa, trzeba umieć przełknąć porażkę – podkreśla Beata Olszewska. – Są gracze, którzy bardzo angażują się w rozgrywkę, stąd gdy zabraknie im niewiele do zwycięstwa, czują gorycz, jednak nie spotkałam się dotychczas z negatywnymi emocjami wśród współgraczy – dodaje Agnieszka Szczypka. Gry planszowe uczą zarówno wygrywania, jak i przegrywania, co więcej, zacieśniają więzi międzyludzkie, integrują, łączą pokolenia, ale również wspomagają rozwój intelektualny.
Siła umysłu, a nie los
Słuchając opowieści o tym, jak rodziła się pasja grania w planszówki, można wysunąć wniosek, że gdzieś u początku znalazł się znajomy, który zaprosił do wspólnej rozgrywki. Element rywalizacji, impuls do pogłówkowania i dobra zabawa okazywały się na tyle wciągające, że nowicjusz zaczynał na własną rękę szukać kolejnych gier. – Z dzieciństwa pamiętam takie gry jak „Eurobiznes” czy „Chińczyk”, w których o wygranej decyduje kostka, ale znajomy pokazał mi gry, które przede wszystkim wymagają logicznego myślenia. Wówczas, jeśli wygramy, to wiemy, że wygraliśmy dzięki swojemu sprytowi i umiejętnościom, a nie dzięki rzutowi kostką – wspomina Sylwia Welc, podkreślając, że dzięki temu współczesne gry, wymagające planowania, podejmowania decyzji, szukania najlepszego dostępnego rozwiązania, stają się wyzwaniem intelektualnym. – Najbardziej lubię gry ekonomiczne, w których trzeba z głową inwestować, coś sprzedać, coś kupić, np. „Puerto Rico”, w której zostaje się gubernatorem kolonii, „Brass” czy „Osadnicy z Catanu” – opowiada.
Rodem z Indii
Są jeszcze gry, które oprócz pomyślunku wymagają także zręczności. Jedną z nich jest Carrom, powszechnie nazywany indyjskim bilardem. – Carrom to połączenie bilarda i kapsli. Rozgrywka prowadzona jest na specjalnej drewnianej planszy z czterema łuzami na rogach. Gracze pstrykając w krążek zwany strikerem, muszą wbić wszystkie swoje krążki (białe lub czarne) do łuz – opowiada Paulina Nowakowska, współorganizatorka III Otwartych Mistrzostw Polski w Carrom, które odbyły się podczas brzeskiego festiwalu. W zawodach wzięło udział 25 osób, w tym 4 graczy z Czech. Siedem rund rozegrano w systemie szwajcarskim, który ustawia ze sobą zawodników będących na podobnym poziomie, a całość zakończył finał, w którym zmierzyło się dwóch najlepszych uczestników. – Nie wystarczy opanować pstrykanie, potrzebna jest również dobra taktyka. Lepiej nie wbijać na początku tych krążków, które mogą utrudnić ruch przeciwnikowi – wyjaśnia Paulina Nowakowska, podkreślając, że w tej grze trudno osiągnąć maksimum możliwości, bo nawet gdy jest się już dobrze wyćwiczonym graczem, to w czasie zawodów dużą rolę odgrywają nerwy. – Czasem trudno jest przezwyciężyć napięcie – zauważa, dopowiadając, że gdziekolwiek prezentuje tę grę, czy to w szkołach, czy na festiwalach, cieszy się ona dużym zainteresowaniem. Brzeski festiwal był okazją do poznania nie tylko indyjskiego bilarda, ale i kilkuset innych gier, które organizatorzy zgromadzili w bibliotece stworzonej na potrzeby dwudniowego spotkania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |