Zdania: „nie mam warunków do wychowania”, „jestem za młoda, by być matką” czy „mamy już liczną rodzinę” brzmią jak opisy sytuacji bez wyjścia. Tymczasem wyjść jest… co najmniej kilka.
Marlena trzy lata temu przyjechała do Wrocławia na studia z niewielkiej miejscowości w Kotlinie Kłodzkiej. Prosi, by nie podawać jej prawdziwego imienia. - U nas wszyscy o wszystkich wiedzą, a gdyby poznali moją tajemnicę, nie miałabym czego szukać w domu – twierdzi. Zamieszkała na stancji, poznała chłopaka, znalazła dorywczą pracę. - Utrzymywałam się sama, z nauką nie miałam problemów, wszystko dobrze się układało – mówi. Do momentu, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. - Byłam pewna, że nie jestem gotowa na to, by być matką – wyjaśnia. Znajomi dawali różne rady. Jedna z koleżanek poradziła poradnię adopcyjną. W domu nic nie powiedziała. Skłamała, że wyjeżdża na wymianę do Niemiec. Dziś jej córeczka ma już nową rodzinę.
Ludzkie dramaty
Ks. Stanisław Paszkowski, dyrektor Archidiecezjalnej Poradni Rodzinnej, przeprowadza rocznie kilkadziesiąt rozmów z kobietami w stanie błogosławionym, które jednoznacznie deklarują, że nie są w stanie wychować dziecka. – Powody są różne – mówi kapłan. – Najczęściej są to albo młode dziewczyny, które jeszcze się uczą lub studiują, mieszkają w akademikach bądź na stancjach, albo małżeństwa z kilkorgiem dzieci. Zwykle tłumaczą, że ich sytuacja nie pozwala przyjąć kolejnego dziecka.
Kapłan zwraca uwagę, że w pierwszym przypadku często kobieta zostaje sama. – Kiedy nie jest to związek, ojcowie dzieci w 90 proc. wycofują się, nie czują się odpowiedzialni. Bardzo rzadko zdarza się, by z dziewczyną przyszedł jej chłopak. Inaczej jest w przypadku małżeństw. Przychodzą razem. Proszą o znalezienie dobrej rodziny, czasem nawet piszą list z prośbą o zaopiekowanie się dzieckiem. Zawsze jest to jednak sytuacja niezwykle trudna i nikogo nie wolno oceniać. Mamy pomóc – zaznacza. Wskazuje przy tym na trzy możliwości. Kobieta przed urodzeniem dziecka może poinformować ośrodek adopcyjny, że chce zrzec się praw rodzicielskich. Wówczas spisywany jest odpowiedni formularz. Po przyjściu na świat noworodek trafi a do rodziny zastępczej, a po uregulowaniu sytuacji prawnej może go adoptować. Druga możliwość to poinformowanie personelu szpitala o chęci pozostawienia dziecka. Trzecia – okno życia.
Zdarzają się przypadki – i jak przekonują pracownicy poradni archidiecezjalnej jest ich ok. 30 proc. – że kobieta będąc w ciąży, podpisuje formularz przekazania dziecka do adopcji, jednak po urodzeniu zmienia decyzję. – Ma takie prawo i nikt nie może jej tego utrudniać – wyjaśniają, dodając, że w przypadku oddania dziecka, wyłączając pozostawienie go w oknie życia, po sześciu tygodniach od porodu matka musi się oficjalnie w sądzie zrzec praw rodzicielskich. Dopiero wówczas można wszcząć procedurę adopcyjną. Do tego czasu dziecko przebywa w rodzinie zastępczej lub w pogotowiu rodzinnym. Różnica między tymi dwiema instytucjami polega na tym, że pogotowie stanowi w rzeczywistości rodzina, która nie ma zamiaru adoptowania dziecka. Przebywa ono u niej jedynie do czasu, aż wyjaśni się jego status prawny.
– Są kobiety, które przychodzą do nas z decyzją, że nie chcą zabierać dziecka do domu – mówi dr n. med. Małgorzata Rudnicka, ordynator oddziału neonatologicznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu. Bywa też tak, że gdy noworodek przychodzi na świat, dopiero po kilku dobach matka chce oddać go do adopcji. Wówczas jest informowana o procedurze, którą szpital musi uruchomić. – Powiadamiamy MOPS, ten przekazuje wiadomość do wybranego ośrodka adopcyjnego – wyjaśnia Mariola Łokietko, pracownik socjalny szpitala przy ul. Kamieńskiego. Zwraca jednak uwagę, że jeśli wyraźnie widać, że kobieta ma problemy z podjęciem decyzji, waha się i wiele wskazuje na to, że w ciągu sześciu tygodni może zmienić zdanie, nie powinno się umieszczać dziecka w rodzinie, która chce je adoptować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |