Fragment książki Musaba Hasana Jusufa (Rona Brackina) "Syn Hamasu".
Moje małe białe subaru pewnie pokonało niebezpieczny zakręt na wąskiej ulicy prowadzącej do autostrady pod Ram Allah na Zachodnim Brzegu Jordanu. Lekko naciskając hamulec, powoli zbliżałem się do jednego z niezliczonych punktów kontrolnych rozsianych gęsto na drogach łączących tę okolicę z Jerozolimą.
– Zatrzymaj się! Wyłącz silnik! – krzyknął ktoś łamanym arabskim.
Niespodziewanie zza krzaków wyskoczyło sześciu izraelskich żołnierzy. Otoczyli mój samochód. Każdy z nich trzymał karabin wymierzony prosto w moją głowę.
Serce podeszło mi do gardła. Zatrzymałem samochód i wyrzuciłem kluczyki przez okno.
– Wysiadaj! Wysiadaj!
Nie czekając, jeden z żołnierzy szarpnął za drzwi, złapał mnie i rzucił na ziemię. Ledwie zdążyłem osłonić głowę, gdy zaczęli mnie kopać. Próbowałem ochraniać twarz, ale ich ciężkie buty zaraz znajdowały inne cele: żebra, nerki, plecy i szyję.
Dwóch żołnierzy podniosło mnie i zawlokło do punktu kontrolnego. Tu, za cementową barykadą, pchnęli mnie na kolana. Ręce skrępowali mi z tyłu plastikową opaską zaciskową o ostrych zębach, zapinając ją zdecydowanie za mocno. Jeden z żołnierzy zawiązał mi oczy i wepchnął mnie na tył dżipa. Byłem przerażony. Zastanawiałem się, dokąd mnie zabierają i jak długo to potrwa. Miałem zaledwie osiemnaście lat i tylko kilka tygodni dzieliło mnie od końcowych egzaminów szkolnych. Co się ze mną stanie?
Po kilkunastu minutach samochód się zatrzymał. Jeden z żołnierzy wyprowadził mnie na zewnątrz i rozwiązał mi oczy. Mrużąc je w oślepiającym słońcu, zorientowałem się, że jesteśmy w izraelskiej bazie wojskowej Ofer. Był to jeden z największych i najlepiej chronionych obiektów militarnych na Zachodnim Brzegu Jordanu.
W drodze do głównego budynku minęliśmy kilka czołgów przykrytych brezentem. Te monstrualne kopce zawsze mnie intrygowały, kiedy widywałem je z drugiej strony bramy. Wyglądały jak gigantyczne głazy.
Zaprowadzono mnie do lekarza, który rzucił na mnie okiem – najwyraźniej chciał sprawdzić, czy wytrzymam przesłuchanie. Wynik musiał być pozytywny, bo po chwili znów miałem kajdanki na rękach i opaskę na oczach. I znów wepchnięto mnie do dżipa.
Kiedy próbowałem skulić ciało w niewielkiej przestrzeni przeznaczonej na nogi pasażerów, tęgi żołnierz przycisnął mi biodro butem i wbił w moją pierś lufę karabinu M16. Duszący odór benzyny snuł się nad podłogą pojazdu i utrudniał oddychanie. Gdy tylko próbowałem zmienić pozycję, lufa karabinu jeszcze bardziej zagłębiała się w moją klatkę piersiową.
Nagle moje ciało przeszył przenikliwy ból, a palce u nóg odruchowo się skurczyły. Poczułem, jakby w głowie wybuchła mi rakieta. Uderzenie zostało zadane z przedniego siedzenia. Zorientowałem się, że to jeden z żołnierzy wymierzył mi cios kolbą karabinu.
Zanim zdążyłem się zasłonić, uderzył ponownie – jeszcze mocniej. Tym razem w oko. Próbowałem uniknąć ciosów, ale żołnierz, któremu służyłem za podnóżek, pociągnął mnie w górę.
– Nie ruszaj się, bo cię zastrzelę! – wrzasnął.
Jednak nie umiałem zapanować nad odruchami. Za każdym razem, gdy jego kolega uderzał, bezwiednie cofałem się przed ciosem.
Moje oko zaczynało puchnąć pod szorstką opaską, twarz zdrętwiała. Krew w nogach przestała krążyć, ledwie łapałem oddech. Nie znałem dotąd takiego bólu. Ale jeszcze gorsza od fizycznego cierpienia była przerażająca świadomość, że jestem zdany na łaskę bezlitosnej, brutalnej i nieludzkiej siły. Próbowałem zrozumieć motywy swoich prześladowców, jednak miałem zamęt w głowie. Można walczyć i zabijać z nienawiści, wściekłości, zemsty czy konieczności, ale ja w niczym im nie zawiniłem. Nie stawiałem oporu. Zrobiłem wszystko, co kazali. Nie stanowiłem dla nich zagrożenia – skrępowany, nieuzbrojony, z zawiązanymi oczami. Co siedziało w tych ludziach, że zadawanie mi bólu sprawiało im taką przyjemność? Nawet najdziksze zwierzę nie zabija dla rozrywki.
Zastanawiałem się, jak na wiadomość o moim zatrzymaniu zareaguje matka. W tym czasie ojciec siedział już w izraelskim więzieniu, więc przejąłem rolę głowy rodziny. Czy będą mnie trzymać w areszcie miesiącami, latami. . . tak jak jego? A jeśli tak, to jak mama sobie beze mnie poradzi? Zaczynałem rozumieć, co musiał czuć tata – jak martwił się o rodzinę i cierpiał, wiedząc, że się o niego boimy. Kiedy wyobraziłem sobie twarz mamy, łzy napłynęły mi do oczu.
Zastanawiałem się także, czy wszystkie lata spędzone w szkole średniej pójdą na marne. Jeśli rzeczywiście zmierzam do izraelskiego więzienia, nie przystąpię w przyszłym miesiącu do egzaminów końcowych. Padały kolejne ciosy, a w mojej głowie kłębiły się pytania: Dlaczego mi to robicie? W czym wam zawiniłem? Nie jestem terrorystą! Jestem jeszcze dzieckiem! Dlaczego tak strasznie mnie bijecie?
Kilka razy zemdlałem, a gdy przytomność wracała, ciągle leżałem pomiędzy bijącymi mnie żołnierzami. Nie byłem w stanie uniknąć ciosów, mogłem jedynie wyć z bólu. Poczułem, jak żółć podchodzi mi do gardła, zakrztusiłem się i zwymiotowałem.
Zanim na dobre straciłem przytomność, ogarnął mnie potworny smutek. Czy to już koniec? Czy teraz umrę. . . zanim zacząłem naprawdę żyć?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |