W parafiach diecezji powstają kaplice i miejsca, gdzie dzieci mogą z rodzicami przeżywać Msze św. Kilka stolików do zabawy, półki z misiami, a w tle telebim. Ale czy to jeszcze jest kościół?
Albo liturgia, albo dziecko
Nie brakuje też osób, które podają w wątpliwość sens tworzenia kaplic dla dzieci. Padają argumenty, że dawniej maluchy musiały wytrzymać w kościele tak długo, jak trzeba było. Niektórzy duszpasterze również nie są przekonani do wydzielania w kościele specjalnych miejsc dla bardzo małych dzieci. – Kiedy rodzice idą do teatru, nie zabierają ze sobą dzieci, chcą obcować ze sztuką bez hałasu i nerwów. Kościół jest jeszcze ważniejszym miejscem, gdzie pogłębiamy swoje relacje z Bogiem. Niektórzy rodzice bardzo się denerwują zachowaniem swoich małych pociech, całą energię wkładają w to, aby nie rozrabiały. Nie skupiają się na liturgii słowa – zaznacza proboszcz jednej z krakowskich parafii. Paweł Liszka podpowiada jeszcze jedno rozwiązanie. – Jeden z kapłanów radził moim przyjaciołom, że kiedy ich małe dzieci są niegrzeczne na niedzielnej Mszy św., mogą je zostawić pod opieką w domu. I przyjść na Mszę z dzieckiem w dzień powszedni – mówi Paweł.
Jak to robią dominikanie
Ze specjalnego traktowania pociech w kościele słyną ojcowie dominikanie. Na Mszach św. dla dzieci, odprawianych w krakowskim klasztorze czy w parafii w Małem Cichem, w czasie modlitwy „Ojcze nasz” dzieci stają przy kapłanie prowadzącym liturgię, chwytają się za ręce i otaczają ołtarz dookoła. Tak jest zawsze na słynnych „dwunastkach” [Mszach w południe – przyp. red.], prowadzonych przez o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego. Szczególnym momentem jest też chrzest. Tu po udzieleniu sakramentu ojcowie podnoszą swoje dzieci bardzo wysoko, a wierni przyjmują nowego chrześcijanina gromkimi oklaskami. Diakon Paweł Pawlikowski cieszy się, że dzieci są w Kościele od zawsze obecne. – Można zobaczyć, jak mamy trzymają na rękach maluchy na Roratach, można zobaczyć, jak rodzice idą ze swoimi pociechami na Mszę św. W domu małe dzieci od najwcześniejszych lat uczy się znaku krzyża, pacierza, Różańca, katechizmu – mówi zakonnik. – Gorzej jednak, gdy potem rodzice wychodzą z założenia, że dzieci są już tak „wyedukowane”, iż mogą je puścić samopas na Msze, nabożeństwa, modlitwy...
Bądźmy jako dzieci
Renata Liszka chciałaby, aby w przyszłości dla rodziców mających małe dzieci były organizowane specjalne wykłady, warsztaty. – Nad wszystkim twórczo i intensywnie myślimy. Nie chodzi nam o to, aby zorganizować coś jednorazowo. Potrzebna jest kontynuacja działań. Za pierwszym razem łatwo się wypalić – mówi. Paweł Pawlikowski przypomina przysłowie, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. – Myślę, że to zbyt często dorośli tak właśnie myślą o dziecku. Wydawać by się mogło, że my – w odróżnieniu od nich – wiemy już coś o życiu i to jest prawda. A jednak czasami brakuje nam ducha małego dziecka – twierdzi zakonnik. Przywołuje scenę z Ewangelii, kiedy to apostołowie szorstko zabraniali ludziom przynosić dzieci do Jezusa. – Jezus zareagował na to bardzo stanowczo. Powiedział: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy królestwo Boże” – przypomina dominikanin.
Ks. Ireneusz Okarmus
Nie ulega wątpliwości, że wychowanie religijne dziecka zaczyna się od pokazania mu świątyni i nauczenia go pierwszych słów modlitwy. Za tym idzie nauczenie odpowiedniego zachowywania się w miejscu świętym. I to jest zadanie, jakiemu mają sprostać rodzice. Stopniowe wprowadzenie dziecka w tajemnicę Mszy św. to na pewno ważny krok, umożliwiający mu coraz lepsze poznawanie Boga. Kiedy rozpocząć ten proces? Najlepiej jak najwcześniej. Tu mogą jednak pojawić się trudności. Co mają zrobić rodzice, gdy ich trzyletnie dziecko (lub młodsze) jest nadpobudliwe, nudzi się na Mszy, nie potrafi siedzieć spokojnie, tylko cały czas biega po kościele, przeszkadzając innym uczestnikom liturgii? W takiej sytuacji osobna, zamykana kaplica, gdzie rodzice mogą z dzieckiem uczestniczyć w Eucharystii, jednocześnie nie przeszkadzając innym, jest na pewno dobrodziejstwem. Tu jednak trzeba duszpastersko-rodzicielskiej rozwagi, aby nie wpaść w pułapkę. Takie miejsce nie może bowiem dziecku kojarzyć się ze świetlicą. Powinno ono być uczone już od najmłodszych lat, że świątynia to miejsce święte, gdzie trzeba się zachowywać w inny sposób niż podczas zabawy w przedszkolu. W tym kontekście powstaje również ważne pytanie, które powinni sobie zadać sami rodzice: czy rzeczywiście w sytuacji, gdy cały czas koncentrują się na zachowaniu swojego dziecka, uczestniczą w skupieniu we Mszy św.? Mam wątpliwości. Podobnie, jak w sytuacji, gdy niby uczestniczą we Mszy, a tak naprawdę spacerują dokoła świątyni, bo dziecko się nudzi. Może lepiej jest zadbać bardziej o siebie, o swoje głębokie przeżywanie niedzielnej Eucharystii, bo to właśnie z bliskości z Chrystusem można czerpać siłę do wypełniania rodzicielskich obowiązków? Małżonkowie musieliby powiedzieć sobie, że na Mszę niedzielną idą osobno, bez dzieci. Oczywiście, to nie oznacza rezygnacji z wprowadzania dziecka w rzeczywistość świątyni i Mszy. Ale można to czynić w dzień powszedni, przyzwyczajając pociechę do dźwięku organów i śpiewu, aby się nie bała i nie płakała.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |