O związkach bez zobowiązań, „nowszych modelach” i ratunku w kryzysach małżeńskich z Katarzyną Wojtanowicz, mediatorem rodzinnym i wykładowcą Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, rozmawia Monika Łącka.
Monika Łącka: Mediacje mogą ocalić każde małżeństwo, które stoi nad przepaścią?
Katarzyna Wojtanowicz: Nie można powiedzieć, że mediacja uratuje każde małżeństwo, ale na pewno każdemu da szansę. Szansę na spokojne zastanowienie się nad problemem, rozmowę, usłyszenie tego, co przeżywa współmałżonek, zrozumienie samego siebie i siebie nawzajem (a słyszenie i rozumienie tego, co mówi drugi człowiek, to czasem dwie różne rzeczy). Gdy jesteśmy zranieni i działają silne, negatywne emocje, łatwo zrobić krok za daleko i ulec złym podpowiedziom otoczenia: „Rozstańcie się, bo wszystko skończone, i zacznijcie nowe życie”. Nie tędy droga. Warto podjąć wysiłek i wypracować takie rozwiązanie konfliktu, które zadowoli obie strony. A gdy małżonkowie zaczynają ze sobą prawdziwie rozmawiać, zdarza się, że na nowo odkrywają radość bycia ze sobą i to, że tak naprawdę kochają się i chcą być razem. Bywa, że potem rezygnują z rozstania, czyli ucieczki przed problemem, i decydują się na trwanie w małżeństwie. Na pracę nad nim. Bo małżeństwo to nie kompromis, ale współpraca między małżonkami, szczególnie w kwestiach związanych z wychowaniem dzieci.
Coraz częściej rozpadają się młode małżeństwa, z kilkuletnim stażem. Małżonkowie mówią, że to była pomyłka, bo do siebie nie pasują, mają inne cele. Dlaczego tak się dzieje i czy im też mediator może pomóc?
Problemem młodych małżeństw jest to, że muszą coraz więcej pracować, żeby móc utrzymać rodzinę. Coraz mniej czasu spędzają więc razem, mało rozmawiają, a jeśli już, to są to krótkie polecenia, informacje. Nie mówią o emocjach i potrzebach. Gorzej – często ich nie rozumieją. Gdy trafiają na mediacje (z własnego wyboru, bo chcą walczyć o związek zanim złożą pozew rozwodowy, albo skierowani przez sąd, gdy sprawa rozwodowa już trwa), często widzę, że zupełnie się nie znają. Kiedy proszę, by żona powiedziała, co jest ważne dla męża (i odwrotnie), słyszę: „Ale mnie pani zaskoczyła! Nie wiem”. I mają problem, by po chwili namysłu znaleźć właściwą odpowiedź. Często brakuje im też chęci zawalczenia o małżeństwo, zaangażowania się w nie. To z kolei efekt złego wpływu społecznego przekazu, promowania rozwodów, ponownych związków, związków bez zobowiązań. Młodzi ludzie myślą, że jak „wymienią męża/żonę na nowy model”, wszystko już będzie sielanką. Nie będzie, bo dopóki nie zobaczą problemu w sobie, nie nauczą się być z drugim człowiekiem, będą powielać błędy i kolejne związki też się rozpadną i jeszcze bardziej poranią.
Czyli problem leży głębiej – w braku dojrzałości do małżeństwa i przygotowania się do niego?
Narzeczeni rzadko nazywają po imieniu wspólne cele, marzenia, plany. Nie chcą też chodzić na nauki przedmałżeńskie, „bo to przestarzałe teorie”. Nieprawda. Kiedy, jeśli nie podczas takich spotkań, jest czas na to, by przepracować związek, spojrzeć na jego przyszłość? Jeśli tego zabrakło, to po kilku latach małżeństwa mogą odkryć, że mają inny system wartości, inaczej patrzą na życie. Podczas mediacji mówią, że są „z innej planety”, że gdzieś się po drodze zgubili. Muszą więc spróbować zbudować planetę, na której znowu będą razem. Zastanowić się, co będzie z nimi, jeśli się rozstaną, i jak będzie wyglądało ich wspólne życie, jeśli zawalczą o małżeństwo. Co będzie z dziećmi, jeśli już je mają. Mediacja pozwala oddzielić to, co jest źródłem kryzysu, od tego, co dotyczy potrzeb dzieci, o których skłóceni rodzice czasem zapominają.
Mediacja jest więc lekiem na całe zło i kryzys współczesnej rodziny?
Współczesna rodzina na pewno potrzebuje wsparcia kogoś, kto pomoże jej spojrzeć z dystansu na problem. Sąd nie stwarza warunków do rozwiązania konfliktu, raczej decyduje, rozstrzyga o winie, wydaje wyrok. Mediator słucha i pozwala małżonkom rozmawiać. Nie rozwiązuje za nich problemu. Bo on nie wie, co jest dla danej rodziny najlepsze. To wie tylko ta rodzina. Dlatego warunkami mediacji są: bezstronność, samodzielność w podejmowaniu decyzji, poufność, dobrowolność udziału i neutralność. Mediator nie staje po żadnej ze stron, nie podpowiada rozwiązań, nie może przekazać dalej, nawet do sądu, tego, czego się dowiedział podczas mediacji, nie odwołuje się do religii i nauki Kościoła. Jeśli jednak małżonkowie mówią, że są wierzący i sakrament ma dla nich znaczenie, mediator może pracować na wartościach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.