Małgorzata Rosa mówi, że nigdy nie zadawała sobie pytań: dlaczego to my? Dlaczego spotkało to nasze dziecko?
Rodzicie nie wiedzieli, że Jędrek urodzi się niepełnosprawny. – Były badania, USG, ale niczego niepokojącego nie pokazały – wspomina Wojciech Rosa, tata Jędrka.
Dla naszych czytelników mamy mały KONKURS. Informacje na końcu artykułu.
Amelia
Po narodzinach nie pokazali matce dziecka. – Usłyszałam tylko, jak lekarz powiedział, żeby podać mi podwójną dawkę relanium, i zasnęłam. Kiedy się obudziłam, powiedziano mi, że „dziecko ma wiele wad”. Pomyślałam tylko o tym, czy będzie żyło. Potem okazało się, że nic mu nie jest, że Jędrek ma tylko wrodzoną amputację wszystkich kończyn – wspomina pani Małgosia. Dziecko urodziło się bez obu podudzi i bez dłoni. Nie mieli czasu rozczulać się nad sobą, bo od razu trzeba było działać.
– Nie zastanawialiśmy się, dlaczego my, dlaczego naszemu dziecku to się przydarzyło. Nie walczyliśmy z Panem Bogiem, nie buntowaliśmy się, może dlatego, że trzeba było od razu zabrać się do pracy i myślenia, jak pomóc naszemu dziecku – wspominają Rosowie. Rehabilitacja zaczęła się od 10. dnia życia, po 4 razy dziennie. – Było mnóstwo pracy przy dziecku, czas leciał szybko – opowiada Małgorzata.
Nauka
Od tego czasu minęło prawie 17 lat. Wiele się zmieniło. Dawniej, kiedy w lecie wyjeżdżali na spacer z synem, który nie miał nóżek i dłoni, słyszeli: „O jakie biedne dziecko!”. W Belgii, gdzie przechodził zabiegi, w tym samym czasie słyszeli raczej: „Ale on ma ładne oczy”. Okazało się, że nie było dla Jędrka miejsca w przedszkolu. „Jest zgłoszony, ale przepisy…”.
– W zasadzie od niego w Brzesku zaczęły się grupy integracyjne w przedszkolu. Ale zetknęliśmy się z wielkim oporem. Próbowano nam wmówić, że najlepiej byłoby dziecko schować w domu. Zaoszczędziłoby to wszystkim kłopotu – mówi Wojciech. Był czas, że obchodzili się z synem jak z jajkiem, starając się maksymalnie ułatwiać mu życie. Dość szybko zrozumieli, że to ślepa uliczka. – To on uczył nas, że można żyć bez nóg i to zwyczajnie, po prostu, normalnie – mówią rodzice, którzy dla jego dobra cedowali na niego sporo zadań i obowiązków.
Protezy
Zmartwieniem rodziców od zawsze były protezy nóg Jędrka. Dłoni nie protezowali. Końcówkami ramion nauczył się posługiwać doskonale. Pisze długopisem, otwiera drzwi, odwija cukierki z papierków. – Protezowanie nóg zaczęło się w 10. miesiącu życia. Początkowo, wraz ze wzrostem, trzeba było je wymieniać co kilka miesięcy. Obecnie co rok, półtora – mówi Wojciech Rosa. Koszt? Dotychczas to za każdym razem 30 tys. złotych za najprostsze mechaniczne protezy. Refundacja? Owszem jest: 5 tys. co dwa lata. – Dziś staramy się pozyskać większą kwotę, by kupić Jędrkowi, który już nie jest w fazie tak intensywnego wzrostu, protezy lepsze technicznie, które na dłużej, 3–5 lat pozwolą mu lepiej funkcjonować – informuje pan Wojciech. Ostatnio w Brzesku przyjaciele Jędrka z parafii pw. Miłosierdzia Bożego zorganizowali koncert, na którym uzbierali prawie 10 tys. złotych. Sporo jeszcze brakuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |