O tym, czego potrzebują sześciolatki i dlaczego szkoły nie są gotowe na ich przyjęcie z Eweliną Królikowską-Juszczyk, jednym z krakowskich koordynatorów akcji „Ratuj maluchy i starsze dzieci też”, rozmawia Monika Łącka.
Czuł się gorszy?
Tak. Mówił też, że nie ma czasu na zabawę, a on chciałby trochę pobiegać. Przyznał się, że mówi nauczycielce, iż potrzebuje wyjść do toalety (znajdującej się na drugim końcu szkoły!), a w rzeczywistości biegał po korytarzu. Fikcją były też obietnice o nauce przez zabawę – nauczycielka tłumaczyła nam, że musi przecież zdążyć z materiałem. Dzieci nie wychodziły na boisko, bo szkoła, obok której jest ulica, miała dziurawe ogrodzenie. Problem był również ze stołówką, a nawet ze zrobieniem dziecku ciepłej herbaty. Sami – w dwa tygodnie – nauczyliśmy syna czytać i ładnie kolorować, ale ostatecznie i tak zerówkę powtórzył. Do szkoły poszedł jako siedmiolatek i bardzo ją polubił.
Skoro tak było w dobrej szkole w samym centrum Krakowa, to jak jest w innych szkołach, na obrzeżach miasta lub na wsi?
Kiedy poszłam do rejonowej szkoły podstawowej (mieszkamy na Ruczaju) zapytać o możliwość zapisania syna, na dzień dobry usłyszałam: „O, Boże, jeszcze jeden z rejonu! Przy takiej liczbie dzieci nawet nocna zmiana nam nie pomoże...”. Gdy pod koniec wakacji okazało się, że do każdej z klas pierwszych przyjęto 36 dzieci, rodzice zdecydowali, że rozwiążą problem szkoły – postanowili (my również), że będą dowozić dzieci do bardziej odległych szkół, w których są mniej liczne klasy. Hasło MEN o wyrównywaniu szans w przypadku wielu szkół jest absurdem. Dziecko z małej podkrakowskiej lub podhalańskiej miejscowości (w których szkoły podstawowe łączone są czasem z gimnazjum) nie spędza w szkole 5 godzin, ale nawet 8. Najpierw musi do niej dojechać gimbusem (który zabiera wszystkie dzieci o jednej porze), poczekać w świetlicy, w której są dzieci ze wszystkich klas, na lekcje (nawet dwie lub trzy godziny), spędzić kilka godzin na zajęciach, a potem poczekać na gimbus, który odwozi dzieci do domu. A one nie jeżdżą we wszystkich gminach. Jeśli odległość szkoły od miejsca zamieszkania dzieci nie przekracza 3 km, muszą do niej dojść same – poboczem bez chodnika. W małych miejscowościach nie ma przedszkoli, więc zerówki tworzy się w szkołach podstawowych, a jeśli są one połączone z gimnazjum, 6-latki będą uczyć się w jednym budynku z 15-latkami! Wystarczy chwila nieuwagi, by nastolatek potrącił małe dziecko na szkolnym korytarzu.
Szczegóły akcji można znaleźć na stronie: www.ratujmaluchy.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.