Kornel wiedział, że przeżyć może tylko wtedy, gdy nie będzie więcej pił. Dla Doroty życie alkoholików było niezbadanym lądem. Ich dwa światy połączyły się podczas pielgrzymki do Lourdes. Od tamtego momentu cieszą się sobą i wiedzą, jak ważna jest w ich codzienności wiara i właściwe rozpoznanie Bożej łaski.
Dom państwa Jonderków położony jest w Stanowicach. Cisza i spokój okolicy są bardzo potrzebne do wspólnego przeżywania każdego dnia, dzielenia się troskami, radościami. I do kontemplowania Pana Boga, który w domu Kornela i Doroty stanowi centrum życia rodzinnego. Wspólnie z czwórką swoich dzieci pielgrzymują do Częstochowy, Niepokalanowa, Medjugorje, bo wiedzą, że za wstawiennictwem Maryi Bóg spełnia ich prośby. Każdego też poranka modlą się razem o przeżycie trzeźwego dnia, a wieczorem dziękują za to, że Pan ich wysłuchał.
Synku, nie pij!
Kornel zaczął pić w wieku kilkunastu lat. Mając 27 lat, nie potrafił kierować już swoim życiem. Alkohol zwyciężał z wszelkimi próbami zerwania z nałogiem. – To było już 10 lat intensywnego picia. Przez ten okres bardzo cierpiałem i choć czułem, że moje życie nie jest takie, jakie powinno być, nie potrafiłem sam sobie pomóc. Były takie miesiące, że w ogóle nie sięgnąłem po alkohol, ale po takim okresie nałóg powracał ze wzmożoną siłą – opowiada cichym głosem Kornel. Wspomnienie tamtego czasu nie jest dla niego proste, chociaż jako trzeźwiejący alkoholik funkcjonuje już 24 lata. Dobrze pamięta słowa swojego dziadka, który często przestrzegał i powtarzał mu: „Synku, proszę cię, nie pij!”. Zmarł, gdy Kornel miał 14 lat. – Mimo tych słów, ja piłem. Często chodziłem na cmentarz, żeby prosić dziadka o wybaczenie. Stałem nad jego grobem i płakałem, czułem się bezradny – wspomina.
Przełom nastąpił podczas pobytu u cioci w Rybniku. Kornel, będąc z zawodu malarzem-tapeciarzem, odnawiał krewnej pokoje. Wtedy też poprosił ją o pomoc. Mimo że rodzina spisała Kornela na straty, jego ciocia postanowiła podać mu pomocną dłoń. – Zaczęło się od tego, że poszedłem z nią do kościoła na Mszę św. Chociaż od zawsze byłem wierzący, w trakcie nałogu czasem, zamiast do kościoła, wędrowałem z kolegami po alkohol. Ciocia zaś mnie poprosiła, żebym nie uciekał z tej Mszy, żebym się modlił. Udało się, wytrzymałem to – taki był pierwszy krok Kornela na drodze do trzeźwości.
Kręte ścieżki miłości
2 maja 1989 roku rozpoczął się 10-tygodniowy turnus w Ośrodku Leczenia Odwykowego w Katowicach-Szopienicach. Potem Kornel podpisał dwuletni kontrakt, który zobowiązywał do trzeźwości. – Z mojej 24-osobowej grupy po tych dwóch latach pozostałem sam. Inni powrócili do nałogu, zrezygnowali z leczenia. Ja wytrwałem, mimo że pani psycholog, która prowadziła terapię, uważała, że z pewnością powrócę do picia – dziś dla Kornela to tylko wspomnienie, wtedy jednak był to dotkliwy cios i smutek, że tak mało ludzi w niego wierzyło. Jego żona Dorota powtarza, że ta historia jest niesamowita. – Kornel walczył w środku, podczas terapii niewiele mówił i może dlatego terapeutka nie wiedziała, jaki będzie jego los. W ogóle mój mąż jest cichym, małomównym człowiekiem, ale jego ciepło i miłość są niezwykłe – podkreśla, patrząc z podziwem na męża.
Widać, że ich miłość ciągle wzrasta i każdego dnia nieustannie dojrzewa. W tym roku minęła właśnie 15. rocznica ich ślubu. Z tej okazji Kornel dostał od żony... wiersz. On z kolei w każdą miesięcznicę zawarcia ich związku małżeńskiego kupuje żonie kwiaty. Oboje wypowiadają słowo „kocham” nie tylko w takie szczególne dni, ale na co dzień, również podczas naszej rozmowy. Owocem ich miłości jest czwórka wspaniałych dzieci: 5-letnia Tereska, 10-letnia Ania, 13-letni Kamil i 14-letnia Marysia. Najmłodsze córki często przytulają się do rodziców i przysłuchują się naszej rozmowie. W tej rodzinie dostrzec można wielką troskę o siebie nawzajem i silną wiarę, która pomaga im przezwyciężyć nawet trudne chwile.
– Nasza wspólna droga rozpoczęła się w 1992 roku, podczas pielgrzymowania do Lourdes. Była to pielgrzymka Ruchu Wody Żywej, która skupia trzeźwiejących alkoholików oraz ich rodziny. Załapałam się na ostatnie miejsce w autobusie. Z zawodu jestem pielęgniarką. Krótko przed tą wyprawą stoczyłam na nocnym dyżurze w szpitalu walkę o 40-letniego alkoholika, który jednak zmarł. Kiedy się dowiedziałam, że będę pielgrzymować z ludźmi uzależnionymi, miałam mieszane uczucia. Okazało się jednak, że są naprawdę wyjątkowi – mówi Dorota, śmiejąc się na wspomnienie o tym, jak kręta była droga ich poznawania się.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |