Jezus dla każdego

O kryzysie w małżeństwie, sile wspólnoty wiary i Lekarzu od najbardziej śmiertelnej choroby mówi Giovanni Ballarin, katechista.

Ks. Roman Tomaszczuk: Giovanni, jesteś Włochem, masz 33 lata, od 7 lat jesteś w seminarium – jak odkryłeś Drogę Neokatechumenalną?

Giovanni Ballarin: Urodziłem się w Wenecji jako trzeci z dziesięciorga rodzeństwa (jedna siostra nie żyje). Drogą idę już 20 lat. Pochodzę z rodziny katolickiej, tak jak i moi rodzice. Kiedy mieli pierwszą dwójkę dzieci, weszli w kryzys, gdyż wyraźnie odkryli, że nie potrafią kochać się w wymiarze krzyża. Mimo dobrych chęci po prostu nie potrafili. Pragnęli, ale nie byli zdolni zaakceptować siebie nawzajem. Dla mojej mamy jedynym wyjściem był już tylko rozwód. I w tym momencie została zaproszona na katechezy dla dorosłych (takie w formie rekolekcji), gdzie usłyszała tylko jedną rzecz, jedną nowinę. I ta nowina zmieniła życie całej mojej rodziny. Nowina była taka: Jezus Chrystus cierpiał i umarł na krzyżu dla nas, z miłości do nas, ukazując Ojcu swoje rany.

Rany zadane przez grzech każdego z nas. I że Jezus Chrystus zmartwychwstał, aby nas odkupić z niemożliwości kochania i życia tylko dla siebie. Bo Chrystus wie dokładnie, co to znaczy kochać, bo on kochał także tych, którzy Go zabili. Ta wiadomość uderzyła tak mocno moją mamę, że mój tato, widząc zmiany w niej, także zaczął słuchać tych katechez. I tak oboje rozpoczęli Drogę Neokatechumenalną, odkrywając coraz bardziej miłość Jezusa Chrystusa do nich. Z tej miłości urodziłem się ja, a potem kolejne siedmioro rodzeństwa. A ponieważ rodzice zawsze pragną wszystkiego najlepszego dla swoich dzieci, dlatego moi zaprosili nas (swoje dzieci) także na katechezy, które uratowały ich małżeństwo.

Co dała Ci Droga?

Moim najcenniejszym doświadczeniem na Drodze Neokatechumenalnej jest moja wspólnota konkretnych braci i sióstr w Wenecji. Większość z nich to już małżonkowie, ale wciąż wspierają mnie z miłością w moich kryzysach, bo demon uparcie robi wszystko, aby odciągnąć mnie od Boga. Kiedy żyłem bez nadziei, kiedy nie wiedziałem, co robić ze swoim życiem, to bracia i siostry ze wspólnoty byli zawsze blisko mnie, często bardziej nawet niż moja rodzina. Wspólnota cały czas mnie wspiera, nie w sposób ludzki, ale zapraszając mnie do ufności Panu, do modlitwy, do uczestniczenia w liturgii słowa, w Eucharystii, do korzystania ze spowiedzi.

Twoje powołanie do kapłaństwa – jak je rozumiesz?

To jest ogromny dar i tajemnica, jak pisał Jan Paweł II. Codziennie za ten dar dziękuję Bogu. Nie potrafię tego wszystkiego wytłumaczyć, gdyż jest to cały czas tajemnica powołania.Wiem, że Bóg mnie powołał w momencie, który On sam przygotował. Niczego od Niego nie żądałem ani nie oczekiwałem. Wiem tylko, że gdy wołałem do Niego z głębin swojego serca, doświadczyłem największej miłości. Czułem się bardzo kochany przez Chrystusa, a ja w Nim się po prostu zakochałem.

Byłeś świadkiem wielu nawróceń, przemian w życiu – kim są ludzie, którzy najgłębiej przeżywają swoją miłość do Jezusa?

Jezus Chrystus przyszedł na świat, aby uzdrowić to, co jest chore. Bo jesteśmy chorzy. Gdy człowiek jest chory na ciele, to dzwoni do lekarza. A my zapraszamy chorych na duszy na katechezy, bo tam przychodzi prawdziwy Lekarz. Te katechezy nie zakładają wiary, one są dla każdego. Chrystus przyszedł do wszystkich, nie tylko do wierzących Żydów, ale także do niewierzących.

Jesteś w Polsce, na Dolnym Śląsku – jak postrzegasz naszą pobożność?

Lubię mieszkać w Polsce. Trzeba dziękować Bogu za waszą pobożność. Gdzie indziej sytuacja jest katastrofalna. Przyznaję jednak, że w ciągu tych siedmiu lat w Polsce zauważam już zmiany w Polakach. Niestety, na niekorzyść. Jednak dla mnie ważne jest, aby każdemu człowiekowi dać możliwość spotkania się z Chrystusem.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg