Normalny dom znają co najwyżej z filmów i książek. To jednak w żaden sposób nie ułatwia wejścia w dorosłość. Jedyna szansa na wyrwanie się z kręgu bidula to zaprzyjaźnione rodziny.
Prawie żaden z nich nie jest sierotą w dosłownym tego słowa znaczeniu. Rodzice żyją i najczęściej piją lub w jakiś inny sposób stają się niezdolni do opieki nad swoimi pociechami. Kochają swoje dzieci, ale nie potrafią właściwie tej miłości okazywać. Często dlatego, że gdy sami byli dziećmi, nikt nie umiał ich obdarzyć miłością. Kiedy dziecko jest jeszcze małe, miłe i sprawia stosunkowo niedużo kłopotów, jest jakoś akceptowane. Nawet na początku nauki, ale tylko do czasu, gdy dzieci rzeczywiście chodzą do szkoły.
– Szeroko rozumiany świat zewnętrzny zauważa problem najczęściej wtedy, gdy dziecko zaczyna opuszczać zajęcia. Pojawia się dociekanie dlaczego, wkracza sąd i orzeka, że dziecko trzeba umieścić w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Tak dzieci trafiają do nas, często wprost ze swoich rodzin, które nie są w stanie się nimi zaopiekować. Nie są też w stanie przekazać im innych wartości niż te, którymi żyją – mówi Sławomir Piotrowski, dyrektor Centrum Administracyjnego im. Ewy Szelburg-Zarembiny w Lublinie, które zapewnia obsługę administracyjną i finansowo-księgową czterem lubelskim placówkom opiekuńczo-wychowawczym.
Błędne koło
Wśród wychowanków zdarzają się również dzieci byłych podopiecznych. Gdy ci dorastają, nie mają pojęcia, jak się zabrać za inne życie niż to, które znają. Najczęściej wracają do swoich biologicznych rodzin, powtarzając utrwalone od pokoleń złe wzorce. By przerwać ten ciąg zdarzeń, potrzeba przykładu rodziny dobrze funkcjonującej w społeczeństwie, która pokaże, że można żyć inaczej.
– Nieustannie poszukujemy rodzin, które chciałyby zaprzyjaźnić się z naszymi dziećmi. Rodzin, które są gotowe naszym dzieciom poświęcić trochę swojego czasu i zainteresowania. Nie chodzi o to, by podpisywać z nami jakąś umowę czy kontrakt, ale by raz na jakiś czas spotkać się z dzieckiem, porozmawiać z nim i dotrzymać słowa. Rodzona mama, gdy obiecuje, że przyjdzie, nie zawsze przychodzi. Dotrzymywanie zwykłych prostych obietnic to coś nowego, co taka zaprzyjaźniona rodzina może pokazać – mówi pan Sławomir Piotrowski. Tego, czego dziecko może się nauczyć od kochającej rodziny, nie da się wymienić ani przecenić. Gdy można obserwować inny świat niż ten znany z rodzinnego domu, zmienia się też wzorzec funkcjonowania.
W przyjaźni nie chodzi o to, by jeden brał się za uczenie drugiego, ale o to, by spędzać razem czas, mieć wspólne zainteresowania, dobrze się czuć w swoim towarzystwie i przede wszystkim wspierać się i móc na siebie liczyć.
Przyjaźń ma wiele twarzy
– Rodziny, które decydują się zostać naszymi przyjaciółmi, nie muszą zapraszać dziecka do swojego domu, jeśli tego nie chcą. Wystarczy przyjść na spotkanie, pójść razem na spacer, może coś wspólnie zorganizować. Wśród naszych rodzin zaprzyjaźnionych mamy różne osoby i różne przyjaźnie. Niektóre są bardzo bliskie i obie strony spotykają się często, spędzają razem święta, wakacje, wychodzą do kina czy na basen, inne to spotkania raz na jakiś czas, gdzieś na spacerze lub w naszej placówce. Nie ma jednej reguły, jednak każde zainteresowanie dzieckiem jest bardzo cenne – podkreśla pani Lidia Goguł, wicedyrektor Domu Dziecka.
Taka przyjaźń też bardzo motywuje dzieciaki do starania się. Bardziej przykładają się do nauki, zaczynają chcieć coś w życiu osiągnąć. Trzeba być jednak świadomym, że każda przyjaźń wymaga czasu i cierpliwości. – Rodziny, które chcą się zaangażować w taką przyjaźń, muszą pamiętać, że nasze dzieci mają za sobą trudną historię życia i zanim komuś zaufają, potrzeba czasu – podkreśla dyrektor. Niektórzy z wychowanków są bardzo chętni do poznawania nowych ludzi i otwarci, inni przeciwnie. Nie chcą słyszeć o jakiejś rodzinie, z którą mogliby spędzić czas. Jednak jedni i drudzy bardzo tego potrzebują.
– To, co ważne w naszym zaproszeniu rodzin czy też osób samotnych do współpracy, to fakt, że nasze dzieci nie szukają rodziny, która weźmie je na święta, by lepiej się poczuć i spełnić dobry uczynek. Nasze dzieci potrzebują czuć się potrzebne przez cały rok i przy okazji kształtować w sobie wzór, na którym będą mogły kiedyś budować swoją rodzinę, inną niż ta, w której się urodziły – podkreśla pani Goguś.
Osoby zainteresowane przyjaźnią z dziećmi z placówek funkcjonujących pod egidą Centrum Administracyjnego im. Ewy Szelburg-Zarembiny w Lublinie mogą zgłaszać się do dyrektora placówki przy Alejach Racławickich 22, kontaktować się telefonicznie (nr 81 5320830) albo za pomocą poczty elektronicznej: sekretariat@ddesz.lublin.eu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |