Na pierwsze spotkanie przychodzą z... lodołamaczem. – Takim sygnałem, że wszystko dobrze idzie, jest to, że lądujemy na dywanie. W przypadku dzieci każde spotkanie tak się kończy – śmieje się Sebastian Uzar.
Żyć czymś innym niż diagnoza
Później samo określenie marzenia może przysporzyć problemu. Zdarza się, że są przeciwwskazania medyczne, by zrealizować pragnienia podopiecznych fundacji. – Zauważamy, że coraz więcej jest marzeń materialnych – laptopy, konsole do gier czy komórki. Nas to nie dziwi. Dzieci w szpitalu są odcięte od kontaktu z rówieśnikami i często taki sprzęt może im go zapewnić. Jednocześnie staramy się zachęcać marzycieli do tego, by otwarcie mówili o tym, co chcieliby przeżyć. Cieszę się, że mnie się udaje od wielu moich podopiecznych takie informacje uzyskać – mówi Majka. Jednym z ostatnich marzeń, które pomagała spełnić, był wyjazd na mecz Manchesteru City. 15-letni Maciek z Rudy Śląskiej czekał prawie trzy lata, bo w międzyczasie musiał przejść kolejne cykle leczenia. Takie doświadczenia uczą Majkę i innych wolontariuszy cierpliwości. – Bardzo zaprzyjaźniliśmy się z panią Mają. Wiem, że mogę z nią porozmawiać o wszystkim – mówi Maciek.
– Dzięki wolontariuszom uwierzyliśmy, że marzenie naszego syna jest możliwe do spełnienia. Nie tylko pod względem finansowym. Ze względu na chorobę Maćka bardzo bałam się, jak zniesie lot samolotem. Jednak postawa wolontariuszy, ich stały kontakt z lekarzami sprawiły, że z czasem nabrałam przekonania, że gdyby marzenie było niebezpieczne dla życia, nikt by Maćka nie narażał. To mnie uspokoiło – przyznaje Romualda Kowalik, mama chłopca. – Na początku ciężko nam było w ogóle myśleć o czymkolwiek innym poza diagnozą. To był szok. Wolontariusze cały czas nas wspierali. I wtedy okazało się, że możemy żyć czymś innym niż tylko chorobą. Widziałem, jak Maciek zbiera się w sobie, jak walczy, by móc pojechać – dodaje Krzysztof Kowalik, jego tata. Cała rodzina zgodnie przyznaje, że wyjazd Maćka z tatą do Manchesteru był wyjątkowym przeżyciem. – Mogłem zobaczyć trening, wejść na murawę. Drużyna zaprosiła nas także na lunch. To było niesamowite, chciałbym to kiedyś powtórzyć – mówi Maciek.
Siła z dobra
Takie wyjazdy bardzo zbliżają wolontariusza z rodziną, którą się opiekuje. Jak przyznają przedstawiciele FMM, trzeba ogromnej siły psychicznej, by pomagać– mimo świadomości, że marzyciele mogą kiedyś odejść. – Sam niedawno znowu tego doświadczyłem. Szykowałem się akurat do pielgrzymki z marzycielem do grobu Jana Pawła II, kiedy otrzymałem informację, że dziewczynka, z którą byłem tam kilka miesięcy wcześniej, zmarła. To było bardzo trudne. Wtedy policzyłem, że na grobie papieża Polaka byłem z naszymi podopiecznymi 6 razy, a już 3 z tych dzieci odeszło. Nie jest łatwo działać z taką świadomością – przyznaje. Receptą może być skupienie się na dobru, jakie jest „efektem ubocznym” spełnionych marzeń.
– Kiedy działałam na rzecz wyjazdu Maćka na mecz do Manchesteru, zauważyłam, ile bezinteresowności kryje się w ludziach. W zbiórkę pieniędzy zaangażowały się szkoły: Gimnazjum nr 6 w Rudzie Śląskiej i Gimnazjum nr 19 z Katowic – zaznacza Majka. I opowiada o ogromnej pomocy, która popłynęła z najmniej oczekiwanych źródeł. – Skontaktowali się z nami kibice Manchesteru City i zaoferowali swoją pomoc. Na miejscu zaopiekowali się nami młodzi Polacy. Nawet moja pani stomatolog, kiedy się dowiedziała o marzeniu, dała mi kontakt do swoich znajomych, którzy mieszkają w Manchesterze – relacjonuje. Zaangażowanie gimnazjum z Katowic w zbiórkę funduszy dla Maćka zaowocowało meczem siatkówki nauczyciele kontra uczniowie. Trenerem był Andrea Anastasi. Na rzecz zbiórki zostały również przekazane piłki i inne gadżety z podpisami naszej drużyny siatkarskiej mężczyzn i Marcina Gortata. Pozytywne efekty sprawiły, że uczniowie postanowili mecz powtórzyć, tym razem dla innej podopiecznej FMM, która marzy o wyjeździe do Barcelony.
Takich sytuacji, kiedy jedno spełnione marzenie pociąga za sobą drugie, jest więcej. Magdalena Opach poprosiła o wydanie jej bloga w formie książki. Marzenie pomogła spełnić Księgarnia św. Jacka. – Dzięki temu, że „Cios za ciosem” był rozprowadzany jako cegiełka, uzbieraliśmy pieniądze na spełnienie kolejnego marzenia – mówi Sebastian. – Spełnianie marzeń, uświadamianie chorym dzieciom, że mają pragnienia, a nie tylko potrzeby, to coś, co daje ogromną satysfakcję – zapewnia Majka. Wszystkich, którzy chcieliby pomóc spełniać marzenia dzieci w województwie śląskim, przedstawiciele Fundacji „Mam Marzenie” zapraszają na spotkania, które odbywają się w czwartki o godz. 17 w hotelu „Katowice” (ul. Korfantego 9). – Wystarczy przyjść i zgłosić chęć pomocy. Najpierw jest się kandydatem na wolontariusza, później szkolenie i podpisanie porozumienia o współpracy. I już – uśmiecha się Sebastian.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |