Jeśli odwiedzisz tę najstarszą na Śląsku byłą więźniarkę polityczną, nie mów, że ma 107 lat. Narażasz się na ripostę: – Nie mam jeszcze 107, mam cały czas 106 lat. Proszę mnie nie postarzać!
Anieli Szlosarek z Rybnika, urodzonej we wrześniu 1907 roku, dopisują intelektualna forma i poczucie humoru. I to pomimo że jej życie nie było wolne od trudnych doświadczeń. Za młodu przeszła uwięzienie i gestapowskie śledztwo.
Po prostu się bałam
Pochodzi ze starej rybnickiej rodziny Ogórków, w której przekazywało się przywiązanie do polskości. Jej starsza siostra Maria jako sanitariuszka brała udział w powstaniach śląskich. Aniela była na to za młoda, bo w 1921 roku miała dopiero 14 lat. Wyrosła na bardzo ładną dziewczynę. W 1930 roku wyszła za Edmunda Szlosarka, sportowca, który podnosił ciężary w klubie Sokół. To była zamożna familia, która prowadziła kilka sklepów. Rozległe pola po wojnie zabrali im komuniści; dziś stoją na nich bloki rybnickiego os. Nowiny. – Miałam 33 pary butów. A ile książek! Wszystko Rusy zniszczyli – wspomina. Kiedy w 1939 roku do Rybnika wkroczyli Niemcy, bliscy Anieli z zapałem zaangażowali się w niepodległościową konspirację. Działał w niej m.in. jej młodszy brat Karol, który przed wojną studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w czasie okupacji musiał się ukrywać. W podziemiu byli też mąż Anieli i jego brat Henryk Szlosarek. Zebrania odbywały się w ich domu przy ul. Zebrzydowickiej w Rybniku, w okolicy, w której dzisiaj stoi hipermarket „Real”. Przykrywką była gra w karty. Do czasu. Na początku 1941 roku do domu wpadli gestapowcy. I aresztowali przy stoliku z kartami całą grupę konspiratorów, a wśród nich Mundka i Heńka Szlosarków, czyli męża i szwagra Anieli. – Ktoś na nich doniósł. Nawet znam jego nazwisko, ale go panu nie powiem. To był człowiek z Boguszowic i też z nimi w te karty grał – mówi Janina, córka pani Anieli, która pomaga nam w komunikacji, bo jej 106-letnia matka ostatnio gorzej słyszy. A sama pani Aniela dodaje, wspominając ten straszny moment: – No, bałam się wtedy, po prostu się bałam...
Ładna bestia
Wkrótce po aresztowaniu męża Aniela zebrała się jednak na odwagę i poszła na gestapo w Rybniku. – Zapytałam: „Dlaczegoście Edmunda zamkli?”. A oni do mnie: „Dobrze, że pani przyszła, bo pani też tu należy” – wspomina staruszka. Gestapowcy nie pozwolili jej wrócić do domu, lecz wtrącili ją prosto do celi. I to jakiej celi! Zwłaszcza siennik wyglądał przerażająco dla 34-letniej, dotąd bardzo eleganckiej kobiety. – Tam było tak wszów, że zgroza! – mówi pani Aniela, jeszcze dzisiaj wzdragając się na to wspomnienie. Przez te wysysające krew insekty nie umiała spać. – Gestapowcy na szczęście nie bili mamy, raczej psychicznie ją maltretowali. Jeden do niej mówił: „Ty jesteś ładna, inteligentna bestia” – relacjonuje jej córka. Bardzo bity był za to Edmund, do tego stopnia, że pękł mu w uchu bębenek. Złość gestapowców potęgował fakt, że zachowywał się w czasie przesłuchań bardzo niepokornie. W tym czasie teściowa Anieli wysyłała matce jednego ze strażników w rybnickim areszcie mnóstwo żywności. Przekupstwo zadziałało, bo strażnik codziennie przynosił Anieli chleb. – No i zawsze mi ten chleb szybko wcis do mojej kieszeni. Prosiłach go, żeby doł mamie znać, co by mi posłała gęsty grzebień. Jak żech go dostała, to przy czesaniu włosów wszy choćby krupy leciały – wspomina Aniela.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |