Mają po 27 lat. Przed 7 laty lekarz powiedział, że o dzieciach mogą zapomnieć... Wkrótce potem urodziła się Zuzia, dalej Blanka, a w sierpniu pojawi się kolejny mały cud.
Żona znów jest w ciąży. Codziennością staje się to, co wydawało się niemożliwe – śmieje się Marcin Bednarski z Mizerowa k. Pszczyny. – Jak będzie chłopiec, damy mu na imię Jan. Zresztą od początku obiecywaliśmy sobie, że jak będziemy mieć chłopca, to będzie albo Karol, albo Paweł, albo Jan – mówi Mirela, żona Marcina. Zuzia ma niecałe 5 lat. Jest spokojna, trochę nieśmiała, bardzo pomocna i opiekuńcza. „Ja tacie pomagam, bo chcę, żeby był szczęśliwy” – cytuje ją jej mama. Zuzia obiera więc grzyby, nosi skrzynki – to jej wkład w rodzinny „pieczarkowy biznes”. Blanka ma prawie 2 lata i jest już trochę większym rozrabiaką. – Bardziej rozrywkowa – oceniają jej rodzice.
Dzieci nie będzie
Mirela i Marcin znają się z czasów szkoły średniej, razem chodzili do technikum handlowego. Pobrali się jako 20-latkowie 19 maja 2007 r., dzień po urodzinach Jana Pawła II i 3 dni po urodzinach Mireli. W sobotę i w niedzielę mieli ślub i wesele, a we wtorek... maturę. Po ślubie nie myśleli od razu o powiększeniu rodziny, mimo to dosyć szybko dowiedzieli się, że coś jest nie tak. Najpierw u lekarza specjalisty leczyła się Mirela, a kiedy okazało się, że u niej już wszystko jest w porządku, przyszedł czas na badania Marcina. Zaczęły się w październiku, a skończyły w grudniu 2008 r. Lekarz wprost oznajmił małżonkom, że nie mogą mieć dzieci. – Powiedział, że nie ma sensu robić nawet innych badań i że – póki co – mamy zapomnieć o dzieciach. Może kiedyś coś się tam samo zmieni, ale mamy sobie nie robić nadziei – opowiada Mirela.
Małżonkowie załamali się, ale jednocześnie postanowili wszystko oddać Panu Bogu. Ostatecznie byli bardzo młodzi, stwierdzili więc, że poczekają kolejny rok i zobaczą, co dalej. Lekarz dał mężczyźnie witaminy i kazał pojawić się pół roku później. – Witaminy mogły, oczywiście, pomóc. Naszym zdaniem, przyczynił się jednak papież – mówi Marcin. – Dobrze wiymy, jak żeś jodoł te lykarstwa. Na studiach nie było czasu, to tak jodłeś, jak ci się ino spomniało. Jak jo ci dałach, to jodłeś. Czy one zadziałały, to jo wątpia. Zadziałałyby, jakbyś wszystko zjodł, a ty jeszcze mosz półtora paczki w doma – droczy się z mężem Mirela.
Janie Pawle II, pomóż!
Z końcem stycznia 2009 r. brat Marcina – ks. Damian – zorganizował młodym pielgrzymkę do Rzymu. – To był taki spontan. 3 dni przed wyjazdem nas wytargał – tłumaczy Mirela. Na miejscu odwiedzali różne bazyliki, jednak Wieczne Miasto przede wszystkim kojarzyło im się z papieżem Polakiem i to za jego wstawiennictwem cały czas się modlili. Przypomnijmy, że papież – wkrótce święty – w 2009 r. nie był jeszcze błogosławionym. Beatyfikacja odbyła się 2 lata później, 6 lat po śmierci ojca świętego. Młodzi małżonkowie pamiętają pewnie morze wiernych skandujących w dniu pogrzebu „Santo subito!” (święty natychmiast!). To przekonanie o świętości Polaka i mocy jego wstawiennictwa towarzyszyło im także w styczniu 2009 r. – Prosiliśmy o dziecko, to był nasz cel – mówi Marcin. W Rzymie mieszkali u sióstr elżbietanek, gdzie poznali rodzeństwo s. Kanizję i s. Paulę, które również za wstawiennictwem papieża modliły się w intencjach małżeństwa. „Nasi” Ślązacy dużo czasu spędzili także z ks. Arkadiuszem Noconiem z Knurowa, członkiem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. To właśnie świadectwa ludzi, którzy osobiście znali ojca świętego, i ich modlitewne wsparcie pomagały młodym wierzyć, że zostaną wysłuchani.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |