40 dzieci, 25 seniorów i 30 bezdomnych mężczyzn. Za każdym z nich stoi jakaś historia. Potrzebują 120 tys. zł. W przeciwnym razie placówka Caritas dla dzieci zostanie zamknięta.
To czarny scenariusz, o którym pracownicy i podopieczni ośrodka Caritas na razie nie chcą myśleć. – Nie ma opcji, że się nie uda. Mogę odpowiedzieć cytatem z Pisma Świętego: „Proście, a będzie wam dane” (Mt 7,7). Zamierzamy prosić w imieniu naszych podopiecznych aż do skutku – tłumaczy Marcin Siwek, odpowiedzialny za fundraising, czyli zdobywanie pieniędzy na cele ośrodka.
Dla dzieci
Placówka potrzebuje generalnego remontu klatki schodowej. To wymóg Ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Zgodnie z nią, zaostrzone zostały przepisy przeciwpożarowe dotyczące świetlic środowiskowych. „Nasza” świetlica znajduje się w najstarszej dzielnicy Katowic, w Dębie, w 100-letniej kamienicy. W styczniu tego roku, dzięki darowiźnie Fundacji „Dr Clown”, została wyremontowana i wyposażona w specjalnie dobrane meble i nowe zabawki. Codziennie korzystają z niej 2 grupy przedszkolne oraz 2 szkolne. Maluchy przychodzą od godz. 9 do 15. Dzieci szkolne, mają zajęcia od godz. 12 do 18. Przedszkolaki zapewnione mają śniadania, obiady i podwieczorki. Dzieci szkolne dostają obiady i podwieczorki. Grupy uczestniczą w zajęciach edukacyjnych, profilaktycznych, sportowych oraz terapeutycznych. W świetlicy działają także kółka związane z zainteresowaniami dzieci. – Staramy się odpowiadać na potrzeby tego, co w danym momencie dzieje się w grupie – wyjaśnia Agnieszka Strzelczyk, kierownik świetlicy.
Walka z samotnością
Tak w telegraficznym skrócie wygląda ich codzienna praca. Kiedy jednak pytamy Agnieszkę o potrzeby dzieci, całkowicie zmienia się tembr jej głosu. My spotkaliśmy się z dwiema roześmianymi i przyjaznymi grupami przedszkolnymi. Dzieci ze szkoły podstawowej i gimnazjum akurat miały rekolekcje wielkopostne, więc ich nie było. – Każde z tych dzieci ma ogromny bagaż doświadczeń. Często nie są to doświadczenia pozytywne. Wielu z nas, dorosłych, na ich miejscu mogłoby się załamać – mówi A. Strzelczyk. To dzieci pochodzące z trudnych rodzin, borykających się z problemem alkoholowym, trwałym bezrobociem czy biedą. Są wśród nich takie, które żyją w rodzinach zastępczych, ponieważ ich rodzice siedzą w więzieniu. Są dzieci, które mają problemy w środowisku szkolnym, wśród rówieśników. Jest mały chłopczyk, którego mama popełniła samobójstwo. – Przyprowadziła go do nas, pożegnała się z nim, wróciła do domu i powiesiła się w jego pokoju. Dzieci naprawdę są mocno poranione. My chcemy, żeby zaznały od nas trochę radości, miłości, ciepła – przekonuje kierowniczka świetlicy. Wyjaśnia, że rodzice ich wychowanków, z różnych względów, często nie mają dla nich czasu. – Wiele lat pracuję już w tej dzielnicy, wcześniej przychodziły tu dzieci, które były głodne. Patrząc z perspektywy czasu, nie tyle są one głodne, co samotne. Staramy się stworzyć dla nich dom, miejsce, gdzie będą czuły się dobrze. Spotykamy się regularnie z wychowawcami szkół i kuratorami (bo często te rodziny ich mają). Mówią nam, że dzieci sprawiają problemy wychowawcze w szkole. A u nas może nie są bardzo grzeczne, ale nie sprawiają takich kłopotów. To daje mi poczucie, że to, co robimy, ma sens.