Rozwód poproszę

Dziś sądy łatwiej i szybciej udzielają rozwodów niż kilkadziesiąt lat temu, choć procedury prawne zmieniły się nieznacznie. Powszechna stała się jednak milcząca akceptacja dla rozwodów, której ulegają także sędziowie.


Europa i piekło rozwodu


Instytucja rozwodów była już znana w Europie w epoce rzymskiej, ale zanikła dzięki Kościołowi. Na ławy sądowe rozwód trafił z kodeksem cywilnym Napoleona z 1804 roku. Francja zresztą, kraj Imperatora, przez lata toczyła prawdziwą bitwę o rozwód. Mentalnie, mimo dziś wysokich statystyk rozwodowych (na 250 tys. zawieranych małżeństw rozpada się 130 tys. wg INSEE), rozwodnicy są tu źle widziani. Wstrząsem było dla Francuzów rozstanie się Nicolasa Sarkozy’ego 
z Cecilią. O tym, że głowa państwa siadła do obiadu z prezydentem USA samotnie, pisały z goryczą wszystkie gazety. Zresztą Francja należy do tych wyjątków, gdzie rozwód przez pewien czas był możliwy tylko z orzeczeniem winy jednej ze stron. Jeśli wina jednego z małżonków była poważna, groziły mu sankcje, z więzieniem włącznie. Trzy lata po wprowadzeniu laicite, w 1908 r. wprowadzono we Francji instytucję separacji w przypadku zaniku pożycia fizycznego małżonków. Reżim Vichy rozwody mocno ograniczał – nie wolno było wnosić o rozwód przed upływem trzech lat związku. Aż doczekano roku 1975. 
Ciekawe, że kiedy nad Sekwaną i Tybrem zalegalizowano rozwody, natychmiast rozpętała się wojna o aborcję. I w Rzymie, i w Paryżu pisano o „agresywnym i długofalowym ataku mającym na celu rozbicie rodziny” (podobne sformułowania znalazły się w listach episkopatów obu krajów).


Negatywnym przykładem w Europie jest Hiszpania. Hiszpański Instytut Polityki Rodzinnej twierdzi, że ten kraj jest liderem w UE pod względem liczby rozwodów. Na 4 małżeństwa rozwodzą się dziś 3. Do takiego stanu przyczynił się rząd premiera Zapatero. Wbrew opiniom ekspertów i Rady Stanu w 2005 r. przyjął ustawę o „rozwodach ekspresowych”. Decyzja o rozwodzie może być podjęta przez jedną stronę bez podania przyczyny i z pominięciem okresu separacji i mediacji sądowej. Innym „liderem” mentalności prorozwodowej jest Belgia. Tam rozwód dostaje się od ręki i w efekcie rozpada się ponad 70 proc. zawartych małżeństw. Połowa małżeństw kończy się rozwodem na Litwie i Łotwie, w Rosji i Szwajcarii oraz w Niemczech i Liechtensteinie. Najniższe wskaźniki w Europie ma Irlandia – 15 proc. oraz Bośnia i Hercegowina – 8 procent. Dane pochodzą z lat 2005–2011 z narodowych instytutów statystycznych. 


Najdłużej przed rozwodami broniła się Malta. Przed trzema laty 53 proc. mieszkańców tej katolickiej wyspy opowiedziało się w referendum za legalizacją rozwodów. Rozwód jest tam jednak obwarowany warunkami. Małżonkowie mogą go dostać tylko po 4 latach separacji i pod warunkiem, że rozwód nie wpłynie negatywnie na dobro ich dzieci. W Niemczech rozwód musi być poprzedzony rocznym czasem separacji w przypadku, gdy wniosek wnoszą obie strony. 3 lata trzeba poczekać, jeśli o rozwód wniosła jedna ze stron. 
Dobrym przykładem są Włochy. Na rozwód czekają aż 5 lat. To czas na przemyślenie i próbę naprawy związku. I jak twierdzą sędziowie – to się sprawdza. Ale nad Tybrem rozwodzą się w tzw. dwóch prędkościach. Łączy się to tam z historią wprowadzenia rozwodu w 1970 roku. Tej samej nocy, kiedy włoskie radio nadało komunikat o przegłosowaniu prawa Fortuna–Baslini o rozwodach, 25 czołowych katolickich intelektualistów podpisało apel o referendum w tej sprawie. Trzeba było czekać aż 4 lata, by doszło do skutku. Ale tamtejszy świat katolików był spolaryzowany. Rozwodom przeciwstawił się tylko jeden ruch, Comunione e Liberazione ks. Luigiego Giussaniego. CL jako jedyny poparł włoską Konferencję Biskupów. W opozycji stanęli m.in. członkowie ACLI (Chrześcijańskie Stowarzyszenie Włoskich Pracowników), której twarzą był wtedy Romano Prodi. W efekcie podziałów przy 90-procentowej frekwencji trzy czwarte Włochów powiedziało „tak” dla rozwodów. Przeciwni byli mieszkańcy Kalabrii, Bazylikaty na południu oraz regionu Veneto na północy Włoch. Do dziś podział się utrzymuje, ale włoscy socjologowie głowią się nad jego fenomenem. Dlaczego? W tzw. czerwonej strefie Półwyspu Apenińskiego, czyli tej, która poparła prawo Fortuna-Baslini, rozstaje się jedynie 17 par na 10 tys. mieszkańców (prowincja Crotone). W strefie zielonej, przeciwnej rozwodom w 1974 r., rozpada się aż 98 par na 10 tys. mieszkańców (przykład katolickiej prowincji Lodi). 

Duży wpływ ma na to mentalność ludzi. 
– Na Północy wychodzi się za osobę, a na Południu człowiek żeni się z całą rodziną. I choć model jest tu patriarchalny, czyli żona słucha i męża, i jego rodziców, to w przypadku kryzysu rodzina męża wyjmuje największe działa i mobilizuje się, by mediować i pomóc w pojednaniu małżonków. Rodzina naciska na sąd o mediacje. A sądy rozwodów udzielają niechętnie – tłumaczy na łamach periodyku „Science e Vita” Maria Luisa Mingrone, sędzina z Crotone. I dodaje, że rozwód jest wciąż uważany we Włoszech za piętno społeczne. Jak mówił ojciec Pio, „rozwód to przepustka do piekła”. I Włosi zdają się trzymać tej zasady.


Na forum, gdzie swoje żale wylewają rozwodzący się małżonkowie, znalazłam wpis, który zdaje się dobrze puentować powyższy tekst: „Trzeba nie zgadzać się na rozwody. Bo taka niezgoda to świadectwo dawane światu, że małżeństwo to bardzo poważna sprawa. Nie wiadomo, dokąd to świadectwo trafi – może do kogoś z rodziny (nie będzie doradzał – rozwiedź się, znajdziesz inną/ innego), może do sędziego – nie będzie pochopnie orzekał rozwodów?!”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg