Dziś sądy łatwiej i szybciej udzielają rozwodów niż kilkadziesiąt lat temu, choć procedury prawne zmieniły się nieznacznie. Powszechna stała się jednak milcząca akceptacja dla rozwodów, której ulegają także sędziowie.
Czy tak trudno udowodnić, że w wyniku rozwodu ucierpią dzieci? Jak sąd to robi? „Wiele zależy od nastawienia i preferencji sędziego” – piszą prawnicy (a to też ciekawe, że nie ma tu ścisłych zasad). I albo sąd powołuje świadka, który opowiada o sytuacji dziecka, albo wysyła do domu dziecka kuratora. Ten przychodzi raz, rozmawia, obserwuje i spisuje sprawozdanie. Jeśli sąd będzie miał wątpliwość, może skorzystać z opinii Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego. „Przyznam, na wiele lat praktyki raz widziałam opinię, że rozwód jest sprzeczny z dobrem dziecka” – komentuje na swoim blogu Agnieszka Swaczyna, adwokat mediator. Tymczasem Stowarzyszenie „Union des familles”, które przeprowadziło ankietę na tzw. sierotach rozwodu w Europie, bije na alarm: mamy na naszym kontynencie ponad 3 mln dzieci z rozbitych rodzin. Prawie 40 proc. z nich twierdzi, że rozwód ich rodziców pogorszył ich życie. A ponad 80 proc. mówi o „głębokim cierpieniu, poczuciu osamotnienia, braku miłości, myślach samobójczych”. Ponad 39 proc. sierot rozwodu zrujnuje swój związek.
Oczywiście są przypadki, kiedy rozstanie się rodziców jest lepsze dla dziecka. Kiedy na przykład on pije, robi awantury, bije żonę czy gwałci ją na oczach dziecka. Jeden z sędziów (pozostaje anonimowy) opowiada o takim przypadku. – Ona więc zabrała dziecko i wyprowadziła się. Mąż i tak widział w żonie współwinowajczynię za rozpad małżeństwa. My jednak orzekliśmy, że ta kobieta nie tylko mogła, ale miała obowiązek uchronić dziecko przed przemocą i odejść. A co z pozostałymi sprawami? Przecież nie wszyscy rozwodzący się rodzice piją i „łomoczą się” na potęgę.
Walczyć o czas
Gwoździem do trumny rozpadających się związków stała się w Polsce nowelizacja prawa w 2005 r., jeszcze za rządów Marka Belki. Wykreślono wtedy z procedury rozwodowej tzw. posiedzenia pojednawcze. Zastąpiono je mediacją. Już sama nazwa wieje chłodem. Kodeks postępowania cywilnego art. 436 par. 1 rozdziału drugiego o „Sprawach o rozwód i o separację” mówi, że „jeżeli istnieją widoki na utrzymanie małżeństwa, sąd może skierować strony do mediacji”. Co oznacza „sąd może”? Są kraje w Europie, gdzie nie tylko „może”, ale „musi” (Francja, Włochy). Wyjątkiem są sprawy, w których jeden z małżonków jest uzależniony od alkoholu, narkotyków, chory psychicznie lub kiedy w rodzinie dochodziło do przemocy. Paragraf 2 dodaje, że „przedmiotem mediacji może być także pojednanie małżonków”. Czy nie powinno być celem? W związku z nowelizacją prawa Ministerstwo Sprawiedliwości stworzyło sieć mediatorów.
Co ciekawe, wielu z nich nie ma wykształcenia psychologicznego. Niektórzy to socjologowie, bankowcy, ratownicy medyczni. Choć powinni posiadać umiejętność z zakresu negocjacji, ich mediacja w praktyce sprowadza się tylko do ustaleń, kto i jakie alimenty będzie płacił po rozwodzie. Coraz więcej też adwokatów i firm prawniczych lansuje zamiast pomocy w powrocie do małżeństwa tzw. rozwód z klasą. Ma być bez scen i z kulturą na sali sądowej. „Obserwujemy, a mówię to na podstawie rozmów z sędziami okręgowymi, ogromną niechęć do podjęcia postępowania mediacyjnego” – mówił w czasie 24. posiedzenia Komisji Rodziny i Polityki Społecznej w 2006 r. Antoni Szymański (wypowiedź ze stenogramu posiedzenia). Członek Zespołu ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski walczył o to, by przywrócić posiedzenia pojednawcze przed rozwodem. Powołując się na dane z 2004 r., dowodził, że to właśnie dzięki nim udało się wówczas wycofać kilka tysięcy postępowań. „A teraz na przykład w Sądzie Okręgowym w Gdańsku można policzyć na palcach rąk liczbę mediacji. Co to oznacza? Że będziemy mieli wzrost liczby rozwodów, bo nie ma czasu na przemyślenie decyzji, która jest życiową dla obojga stron, a także dla ich dzieci” – dodawał Antoni Szymański. Szymański apelował, że „jeśli już poszliśmy w kierunku mediacji, to powinny one być powszechniejsze i obowiązkowe”. A w sprawach o rozwód małżonków mających małoletnie dzieci powinien to być warunek złożenia pozwu. A nie jest. Co da mediacja? Czy pojednanie bez terapii ma sens? Jest zawsze pierwszym dobrym krokiem. I jak pisze ktoś na forum kryzys.org (Mare1966): „Samo oddalenie pozwu to tylko półśrodek. Ale chyba tak trzeba walczyć o czas!”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |