O masakrze piłą mechaniczną, dzieciorobach i zmarszczkach, które dodają uroku, z Małgorzatą Terlikowską rozmawia Szymon Babuchowski.
Trzeba dziś o tę prawdę, kiedyś oczywistą, walczyć?
Trochę tak. Nasze prababki nie miały tego problemu. One wiedziały, co będą robić, jak będą dorosłe. Wiedziały, że wyjdą za mąż, urodzą dzieci, będą się nimi zajmować.
Natomiast panie z nurtu feministycznego bardzo dużo mówią o wolności i o wyborze. Z tym, że ten wybór jest rozumiany w jeden sposób: chcę robić karierę, realizować się. A jeśli kobieta wybrała inny model życia: chce rodzić dzieci, zajmować się domem i w dodatku sprawia jej to przyjemność – okazuje się, że nie ma prawa tak myśleć. Bo rzekomo narzuciło jej to patriarchalne społeczeństwo, mąż, który nad nią dominuje, Kościół itd.
Myśli Pani, że kobiety tęsknią za tym tradycyjnym modelem?
Badania pokazują, że tak. Wiele kobiet odpowiada w ankietach, że zrezygnowałyby z pracy, gdyby pensja męża starczyła na utrzymanie domu. Oczywiście feministki od razu powiedzą, że to wąskie myślenie tych kobiet, którym nie zależy na karierze, nie mają ambicji. Natomiast ja tu widzę tęsknotę za spokojem, ponieważ nie jest wcale prawdą to, co się nam wmawia – że wszystko da się pogodzić. Jeśli jestem ciągle w pracy, to ktoś inny de facto wychowuje moje dziecko. Mówi się kobietom: powinnaś chodzić cały dzień na szpilkach, w perfekcyjnym makijażu, osiągać doskonałe wyniki w pracy, w domu zająć się dziećmi i w ogóle wszystko ogarnąć. Tylko proszę zobaczyć, jaką cenę płacą za to kobiety. Młode, wykształcone, pracujące na wysokich stanowiskach nie radzą sobie z presją bycia superwoman. Przez cały dzień starają się być najlepsze, a wieczorem, kiedy nikt nie widzi, otwierają butelkę alkoholu.
Walczy Pani o normalność na pierwszym froncie – w świecie mediów, gdzie wszystko wydaje się postawione na głowie. Czy nie czuje się tam Pani trochę osamotniona?
Nie, na szczęście jest sporo kobiet, które myślą podobnie i również są zapraszane do studiów telewizyjnych. Ale faktycznie więcej jest tam osób z tej drugiej strony.
Dlatego tym bardziej trzeba pokazywać, że to, co proponują ruchy feministyczne, jest pułapką dla kobiet. Tym bardziej że dzisiejsza, spornografizowana kultura proponuje nam obraz kobiety chętnej, otwartej, gotowej na wszystko. Tymczasem Gail Dines w książce „Pornoland” pokazuje, że kobieta w takim świecie jest nieszczęśliwa, upodlona, traktowana przedmiotowo. Wiele z nich godzi się jednak na takie praktyki, bo chcą mężczyznę przy sobie zatrzymać. Coś, co miało dać im wyzwolenie, czyli nieskrępowany seks, powoduje frustracje, uzależnienia, depresję. A w skrajnych przypadkach nawet samobójstwa. Dlatego trzeba głośno mówić o wierności, o małżeństwie, o normalności.
To jak ocalić kobietę w kobiecie?
Pozwolić jej iść za głosem serca. Jeśli będzie postępowała w zgodzie z tym, co faktycznie czuje, a nie z tym, co „powinna” robić, będzie szczęśliwa. Chodzi także o to, by swoją kobiecość zaakceptować. Kiedy urodzimy dziecko, nie jesteśmy już takie same. Ciało nasze się zmienia. Z wiekiem przybywa nam zmarszczek. Tyle że one nie są przeciwko nam – dodają nam uroku, głębi, mówią o naszym doświadczeniu. Kobieta odnajduje siebie wtedy, kiedy daje się drugiemu – mężowi, dzieciom, bliskim, którzy potrzebują wsparcia. Nie dajmy więc sobie wmówić, że jesteśmy na straconej pozycji. Alice von Hildebrand, katolicka filozof i teolog, mówi, że bycie kobietą to przywilej. Trzeba tylko chcieć tę prawdę w sobie odkryć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |